sobota, 30 marca 2013

Rozdział 11 - Mecz

Z dedykacją dla Carolynn (wiesz już za co ;)).
czytasz = komentujesz

__________________________________________________


Zagubiony w labiryncie myśli, szukam tej drogi, która wydaje się być
właściwą.” ~ autor nieznany
Draco i Hermiona siedzieli na trybunie Slytherinu. Nagle blondyn podniósł się.
- Gdzie idziesz? – jej brwi uniosły się ku górze.
- Do szatni. No co, kapitanem jestem. Zaraz wrócę – uśmiechnął się.
Popatrzyła na niego podejrzliwie, ale on już pobiegł. Wszedł bocznym
wejściem i szybko założył swój strój. Jego miotła czekała na niego -
jak zawsze. Chwycił ją i szybko wszedł do głównego holu, gdzie
zawodnicy wymieniali ostatnie komentarze przed meczem. Zabini
wydzierał się tak, jak to miał w zwyczaju młody Malfoy. Dawał do
zrozumienia, że przegrana z Gryffindorem nie wchodzi w grę. Wszyscy
oprócz Blaise’a byli odwróceni plecami do Dracona, dlatego ten
pierwszy krzyknął:
- Malfoy?!
- Malfoy, Malfoy!
- Co to ma znaczyć do ch*ja?
- Że idziemy i mamy wygrać ten mecz, jasne?! – krzyknął.
- Przecież nie możesz grać Draco, opamiętaj się – powiedziała twardo
Milicenta Bulstrode.
- A kto tu jest kapitanem?! – zapytał retorycznie blondyn. – Ja! I ja
mówię, że gram, rozumiecie?! Nott, out – rzucił szorstko.
W tej samej chwili otworzyły się wrota szatni.
- Stary, wiesz, że Miona cię zaj*bie? – rzucił mu ostrzegawcze
spojrzenie przyjaciel, siadając na miotłę.
- Będę musiał to przeżyć – uśmiechnął się słodko arystokrata.
Zabini dobrze wiedział, że panna Black zabije ich oboje, ale nie było
czasu na kłótnie z Draco. Wzbili się w powietrze. Tymczasem panna
Lestrange była pewna, że blondyn zaraz wróci. Myślała, że chce zostać
z drużyną do pierwszego gwizdka.
- Gdzie Draco? – zainteresowała się Pansy, siadając obok niej.
- Poszedł do szatni. Zaraz przyjdzie.
- Kto komentuje?
- Ernie Macmillan.
- Uwaga! Witam was na półfinałowym spotkaniu quidditcha. Dziś zmierzą
się dwa wiecznie rywalizujące domy. Slytherin i Gryffindor. Gryffindor
i Slytherin – z zapałem relacjonował chłopak. – Ślizgoni już wlatują
na boisko! Oto ich skład: w bramce niezawodny Blaise Zabini, w ataku
ściągający Marcus Flint, Milicenta Bulstrode i Adrian Pucey, jako
pałkarze Vincente Crabbe i Gregory Goyle, a rolę szukającego
Slytherinu przejmie Theodor…, co? – urwał nagle Puchon. – Ku
zaskoczeniu wszystkich szukający nie zostanie zastąpiony i jest nim
Dracon Malfoy – dodał nieco skołowany Ernie.
- Co?! Jak on mógł? – Hermiona spojrzała wściekle na blondyna. Miał
jeszcze kilka niezagojonych ran.
- Musiałem, przepraszam – usłyszała szept nad uchem. To Malfoy
przemknął jak strzała obok jej głowy.
- Są już Gryfoni – komentator odzyskał wigor. – W bramce Oliver Wood,
ścigające Angelina Johnson, Katie Bell i Alicja Spinnet, pałkarze Fred
i George Weasley i oczywiście szukający Harry Potter. Pani Hooch
wychodzi na boisko, aby rozpocząć mecz.
Rzeczywiście ostrzyżona na jeżyka blondynka szybkim krokiem zmierzała
w kierunku środka pola gry.
- To ma być ładna i czysta gra. Do wszystkich mówię – powiedziała
ostro. Po tych słowach rzuciła piłkę w górę.
- Kafel poszedł w górę i ruszyli! – krzyknął Puchon. – Bulstrode ma
kafla, podaje do Flinta. Strzał, ale jakże fantastycznie broni Wood.
Teraz atak Gryfonów. Angelina Johnson do Katie Bell. Flint i Bulstrode
otaczają ścigającą. Nad nią leci Vincente Crabbe. I tak, udało się!
Ślizgoni odebrali kafla. Flint leci w kierunku pętli Gryfonów. Taaaaak! Wspaniale zakończona kontra! 10 punktów dla Slytherinu!
Dało się słyszeć entuzjastyczne krzyki Ślizgonów.
- Co to? Szukający Domu Lwa ruszył z miejsca, ale Draco Malfoy nadal
spokojnie pozostaje na swoim. Przewrót Malfoy’a! Tymczasem Gryfoni
wyrównują strzałem Alicji Spinnet! Malfoy pędzi, a po plecach dyszy mu
Potter. Obaj chyba widzą złotego znicza. Potrącają się. Widać wyraźnie
tę złośliwość i niechęć do siebie w tej rywalizacji.
- Macmillan! – upomniała go McGonagall.
- Gryfoni strzelają druga bramkę i wychodzą na prowadzenie! Co się
dzieje z Zabinim? Ale nasi szukający cały czas gnają po boisku. Malfoy
wyciąga się na swoim Nimbusie 2005. Nieeeee. Leci w dół, chyba stracił
panowanie nad miotłą. Ale Potter rozgląda się. Jest zupełnie
zdezorientowany. Znicz zniknął. Draco spadł, Ślizgon krzywi się z
bólu. Wyciaga rękę iiii… taaaaak! Draco Malfoy złapał złotego znicza!
Slytherin wygrywa 160:20 z Gryffindorem i przechodzi do finału o
puchar quidditcha! Niestety ucierpiał szukający zwycięzców, ale taki
jest sport. Dracona właśnie zabierają do Skrzydła Szpitalnego, a
towarzyszy mu Hermiona Lestrange – Black. No, jak zdrowieć w takim
towarzystwie to nie jeden chciałby być na jego miejscu. Taka prawda,
pani profesor. Slytherin zwycięża! Dziękuję!
***
- Panie Malfoy, czy pan oszalał?! Pan miał się nie wysilać, a nie
grać! – pani Pomfrey wprost wychodziła z siebie, kręcąc się koło
eliksirów na przeróżne dolegliwości.
Malfoy nawet nie próbował dyskutować, bo wiedział, że pielęgniarki nie
przekona. Przy jego łóżku zgromadziła się cała drużyna i jeszcze kilku
innych Ślizgonów. Była też panna Black, ale minę miała tak zaciętą, że
postanowił z nią porozmawiać dopiero gdy zostaną sami.
- Proszę to wypić – pani Pomfrey podała mu kubek z dziwnie bulgocącą
zieloną miksturą. Draco zmierzył napój podejrzliwym wzrokiem i
pociągnął łyk.
- Co to ku*wa jest? – blondyn miał minę jakby właśnie zjadł kwaśną cytrynę.
- Pan nie wybrzydza tylko pije. Chyba, że mam pana zostawić na dłużej
w Skrzydle? – zagroziła opiekunka.
Malfoy skrzywił się, ale zmusił się do wypicia zielonej brei.
Przyjaciele byli przy nim jeszcze około godziny, a potem się rozeszli.
Sam zainteresowany musiał, mimo protestów, zostać do wieczora.
- Odpuść mu – usłyszała błagalny szept nad uchem. To Blaise na
odchodne rzucił jej spojrzenie w stylu „nie przeginaj, skarbie”.
Skrzydło Szpitalne opustoszało. Panna Lestrange – Black była odwrócona
tyłem do chłopaka i spoglądała przez okno. Ręce miała skrzyżowane na
piersi.
- Nie cieszysz się? – zaczął.
- Cieszę.
- Dobra, wiem, że jesteś zła…
- To za mało powiedziane, Malfoy. Okłamałeś mnie. No, słucham – jej
ton był oziębły.
Rzucił jej błagalne spojrzenie.
- A gdybym powiedział prawdę to co byś zrobiła?
Milczała.
- Sama widzisz. Musiałem. Poza tym nic mi się nie stało, hello.
- Ale mogło.
- Może mi powiesz, że się o mnie martwisz, Black?
- Odkąd dostałeś Sectumsemprą, to żebyś wiedział, że owszem – martwię
się, Malfoy! – powiedziała zirytowana.
- Było, minęło…
- Za każdym razem będziesz tak mówił?
- Słuchaj, Miona. Zawsze byłaś szczera, szczera do bólu wobec
przyjaciół, więc liczę na to też teraz. Gdyby to tobie się coś stało
nie mieszałabyś się w pojedynki?
Teraz ją miał.
- To inna sytuacja.
- Nie oszukuj mnie i siebie. Daruj sobie kolejny argument. Oboje
wiemy, że pojedynki nie są mniej niebezpieczne – uprzedził ją.
- Dobra – westchnęła. – Masz rację. Zadowolony?
- Zadowolony to będę jak tu przyjdziesz – uśmiechnął się słodko.
Pochyliła się nad nim, a jego dłonie zabłądziły na talię dziewczyny.
Delikatnie jeździła palcem po jego torsie.
- Wiesz, Ernie miał rację, aż miło tu być z taką dziewczyną – szepnął
seksownie blondyn.
- A co ty sobie myślisz – puściła do niego oczko. – Jestem marzeniem
Hogwartu – zachichotała.
- Och, Black, jesteś wspaniała, ale niestety to ja jestem marzeniem
Hogwartu, skarbie – uśmiechnął się słodko.
- To ja przyciągam uwagę, debilu – śmiała się.
- Suchar, Black. Ja tu rządzę.
W tym momencie Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
- Jesteś pewny, kotku?
- Absolutnie, Black.
- To o co zakład? – uniosła brew. – Kto w ciągu tygodnia zbierze
największą kolekcje wielbicieli wygrywa.
- Stoi – zgodził się Malfoy. – Przykro mi, ale rozpierdzielam cię na
starcie, kotku.
- Tak ci się zdaje, skarbie. Kto przegrywa tańczy erotyka na stole w
naszym Pokoju Wspólnym – wyciągnęła dłoń w jego kierunku.
- Zgoda, Black – uniósł brwi i podał jej rękę. – To gra się zaczyna, kotku.
- Będziesz moją pierwszą ofiarą – włożyła mu dłoń pod koszulkę.
- Chyba ty moją – pocałował ją zachłannie.
***
Tego wieczoru w Slytherinie była impreza z okazji wygranego meczu.
Hermiona i Draco ostro flirtowali z kolejnymi osobami tylko zerkając
na siebie kątem oka. W nocy panna Black wyjątkowo nie spała u
blondyna. Następnego dnia rano Ślizgoni, szczególnie ci z piątego,
szóstego i siódmego roku odpuścili sobie lekcje. Hermiona miała Opiekę
nad Magicznymi Stworzeniami i eliksiry, więc mogła spokojnie zostać w
dormitorium i odsypiać noc. Malfoy po wypiciu eliksiru na kaca gryzł
się z myślą o planach panny Lestrange. Zastanawiał się, co zrobić, aby
nie przeszła do śmierciożerców i żeby jakoś nie dopuścić do ślubu.
Wiedział jedno – że musi coś wykombinować. Pansy i Blaise z
niewiadomych powodów obudzili się w Pokoju Wspólnym Ravenclawu, bo
Krukoni również świętowali swoje zwycięstwo nad Puchonami sprzed kilku
dni. W najgorszym stanie był chyba Austin Osgood. Chłopak leżał na
podłodze w swoim dormitorium. Był kompletnie pijany. Obejmował pustą
butelkę po ognistej whisky i szlochał jak małe dziecko. Ostatnio coś
się z nim działo, coś złego. Budziła się tęsknota, budziła się z
głębokiego snu. A gdy po procentach się nie kontrolował, nerwy mu
puszczały. Nie mógł wymienić nawet listu z Laurą, bo w Durmstrangu
panował cholerny zakaz wysyłania listów. „Co za poje*ana szkoła” -
myślał Austin. Robił to oczywiście, gdy był trzeźwy, bo w chwili
obecnej jego głowa była wolna od wszelkich sensownych myśli. Nawet w
takich sytuacjach u chłopaka drzemała ślizgońska natura. Ciągle myślał
o sobie, o swoich uczuciach, o tym, że on tęskni. Myślał o Laurze, ale
nie o tym, jak ona to przeżywa, co ona czuje.
***
Profesor Alecto Carrow siedziała w swoim gabinecie i oceniała testy.
Jednocześnie zastanawiała się, co zrobić, aby Lord Voldemort mógł
zrealizować swój plan. Plan polegający na uniemożliwieniu wielkiemu
Wybrańcowi szkodzenia czarnoksiężnikowi. Nagle ktoś zapukał do drzwi:
- Proszę – powiedziała ostro.
Do pomieszczenia weszła uczennica w szatach gryfońskich o kasztanowych
włosach – Hermiona Granger.
- O, panna Granger, co pannę sprowadza?
- Pani profesor, znam prawdę.
- Jaką prawdę?
- O pani.
- O mnie? To chyba dobrze.
- Wiem co ma pani na lewym przedramieniu.
- Co ty wygadujesz, zaraz będę zmuszona ukarać twój dom.
- Wiem o szpiegostwie. Profesor Dumbledore się o tym dowie – Granger
wybiegła z gabinetu.
- Minus 200 punktów dla Gryffindoru – krzyknęła za nią Alecto, ale
pomyślała „Jasny szl*g!”.
_________________________________
MiSia

niedziela, 24 marca 2013

The Versatile Blogger

Jestem bardzo zadowolona, że mogę się wam pochwalić dwoma nominacjami do The Versatile Blogger. ;) Dziękuję.

ZASADY THE VERSATILE BLOGGER:


1. Podziękować nominującemu na jej/jego blogu.
2. Ujawnić siedem faktów o sobie.
3. Nominować 10 blogów, które twoim zdaniem na to zasługują.
4. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanego bloga



I nominacja

Dostałam ją od Wiklary z bloga hermionalovedraco.blogspot.com za co ogromne dzięki ;).

7 faktów o mnie:

1. Mam dwa blond pasemka po prawej stronie (włosy mam ciemny brąz).
2. Pseudonim MiSia to nic innego jak moja ksywka z dzieciństwa.
3. Chcę zostać adwokatem.
4. Podróż marzeń – Indie.
5. Jestem najlepszą uczennicą w klasie.
6. Jestem Ślizgonką ^^.
7. Zawsze noszę dwie bransoletki – na prawym nadgarstku srebrny łańcuszek „na szczęście”, a na lewym zwykłą, cienką gumeczkę w barwach mojej ukochanej drużyny i z napisem „REAL MADRID”.

Nominuję:
1. nox-dramione.blogspot.com
2. is-a-new-day.blogspot.com
3. hermionalovedraco.blogspot.com
4. albuspotteri.blog.pl
5. dramionelovestory.blog.pl
6. dracon-and-hermiona.blog.onet.pl
7. fotografowaniex.blogspot.com
8. hermiona-potter.blog.onet.pl
9. zlo-niewrodzone.mylog.pl
10. pamietnikinapalonychhogwartczykow.blogspot.com

II nominacja

Dostałam ją od Leksii z bloga dramione-piekna-zakazana-milosc.blog.pl za co również bardzo dziękuję.

7 faktów o mnie:
1. Jestę gimbusę.
2. Siedzę w ostatniej ławce w środkowym rzędzie.
3. Mam urodziny 16 grudnia ^^
4. Moja przyjaciółka twierdzi, że wszystko co robię kończy się sukcesem.
5. Nie jestem nikomu obojętna - ludzie albo mnie lubią albo nie.
6. Moje imię to Karolina.
7. Jestem wprost uzależniona od czytania Dramione.


Nominuję:
1. hermiona-hogwart.blogspot.com
2. dramione-piekna-zakazana-milosc.blog.pl
3. luna-malfoy.blogspot.com
4. dramione-dwa-swiaty.blogspot.com
5. dramione-story.blogspot.com
6. ice-and-fire.blog.onet.pl
7. poki-nie-przyjdzie-smierc.blogspot.com
8. draco-love-hermione-blaise.blo.onet.pl
9. hermiona-harry-love.blog.onet.pl
10. harry-i-hermiona-dalsze-przygody.blog.onet.pl



Dziękuję jeszcze raz za wyróżnienia ;)
Pozdrawiam
MiSia

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 10 - "Nieważne co nadchodzi..."


Nadzieja – pożyczka jaką daje nam szczęście” – autor nieznany
Sztuka opanowania. Perfekcyjna sztuka opanowania zawsze i wszędzie. To
była jedna z cech Hermiony Black. Dlatego teraz, gdy już sama nie
wiedziała, co czuje, gdy ta umiejętność została wystawiona na próbę,
musiała zachować spokój. Musiała, po prostu musiała ze spokojem i
pozorną obojętnością poinformować o tym Malfoy’a. Powiedzieć
blondynowi o niecnym planie Bellatrix i Lucjusza. Wiedziała, że nie
będzie chciał jej pomocy. Jednak Malfoy nie miał pojęcia, że to
wszystko sprawka pani Lestrange, która za punkt honoru postawiła sobie
zemstę na własnej córce. Tak, czy inaczej, sprytna Ślizgonka miała
niezłą wymówkę. Zamierzała wytłumaczyć Draco, że „robi to dla
Astorii”. To oznaczało przejście na ciemną stronę mocy już niebawem.
Może nie był to najlepszy moment, ale obiecała, że to załatwi.
Odwlekanie nic nie da. Dlatego, gdy tylko weszli do pokoju Ślizgona
(od czasu wypadku Draco normą było, że Hermiona tam sypia), panna
Lestrange usiadła na parapecie i przyglądała się jak blondyn przegląda
książkę do eliksirów. Ona nie wiedziała, ale robił to tylko po to, aby
nie zaczęła podejrzewać, że przygotowuje się do meczu.
- Malfoy – zaczęła, ale on nie zareagował. Głowę miał zaprzątniętą
innymi myślami. Trzeba było przyznać, że zawsze przed rozgrywkami
quidditcha mu odbijało.
- Malfoy! – krzyknęła.
- Słyszę, słyszę, co? – nie oderwał nawet wzroku od punktu w książce.
W jego umyśle rozrysowywała się strategia. Ale nie gry, bo Draco
Malfoy lubił spontan. Strategia wzięcia udziału w meczu, który miał
się odbyć za dwa dni.
- Myślę, że powinieneś to wiedzieć. Przechodzę do śmierciożerców -
westchnęła smutno.
- Uhm – mruknął. – Spoko.
Ciemnowłosa zerwała się szybko z parapetu, podeszła do niego twardym
krokiem i zdecydowanym ruchem zamknęła mu opasły tom przed nosem.
Dopiero to wyrwało go z pewnego rodzaju transu.
- Co? – spojrzał na nią nieprzytomnie.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Malfoy? – to był syk.
- No słucham, słucham.
- To co powiedziałam? – uniosła brew w ironicznym geście i założyła
ręce na piersi.
- Dobra. Zamyśliłem się – poddał się Draco. – Ale już się na tobie
koncentruję, kocico – mruknął.
Dziewczyna w miarę się opanowała i powiedziała spokojnie:
- Chciałam tylko, żebyś wiedział, że wstępuję do śmierciożerców.
Młody arystokrata na początku zbagatelizował całą sprawę, mówiąc:
- Black, cokolwiek bierzesz – odstaw. Pogadamy jutro, okej?
- Nie żartuję, Malfoy. Tylko tyle miałam ci do oznajmienia. A ty
możesz sobie w to wierzyć albo nie – w jej głosie był czysty jad. To
ona dla niego chciała się poświecić, a ten kretyn nawet jej nie
wierzył?! Skierowała się w stronę wyjścia, stukając obcasami.
Zatrzasnęła za sobą drzwi. Blondyn stał chwilę bezradnie, oparty o
biurko, ale zaraz pobiegł za nią. Złapał ją za ramię. Poczuła to. Nie
musiała się nawet odwracać, aby wiedzieć, kto to. Rozpoznawała jego
perfumy.
- Dlaczego, Black?
- Cóż to się stało, że uwierzyłeś?
- Przestań. Wiem, że coś się stało.
- Spałeś z Trelawney i zdradziła ci tajemnicę jasnowidzenia? – zakpiła.
- Daruj sobie – uciął ostro. – Powiesz mi czy nie?
- Tak. Pewnie jeszcze nie wiesz, ale masz już narzeczoną.
- Co? – nie zrozumiał.
- Słuchaj, przegapiliśmy wtedy jedną zasadę. Akceptacja wybranka przez
rodziców. Moja matka chce się zemścić za to, że przekonałeś Czarnego
Pana. Namówiła twojego ojca do spisku. Zamierzają nie akceptować
żadnej innej. Tylko Astorię. Uważam, że jeśli wstąpię, to odpuści. I
uratuję ją – położyła szczególny nacisk na ostatnie słowo. Hermiona
celowo pominęła fakt, że jej matka wie, że coś między nimi iskrzy.
Celowo przedstawiła plany Bellatrix wyłącznie jako akt zemsty na
Malfoy’u.
- Nie zrobisz tego.
- Zrobię.
- Nie zrobisz. Znam cię.
- Widać jak. Zrobię. Czasem nie ma wyjścia.
- Załatwię to po swojemu.
- Nie.
- Dlaczego? Ty chcesz to zrobić, aby pomóc Astorii i jednocześnie
mnie. Ja zrobię coś, czym uratuję nas wszystkich. Zaufaj mi.
- Nie możesz o wszystko żebrać u Czarnego Pana, Draco.
- Zaufaj mi. Daj mi tydzień. Jeśli nic z tym nie zrobię, postąpisz jak
chcesz, okej?
Przewróciła oczami.
- No – podsumował z zadowoleniem. – A teraz chodź, bo się zaraz
przeziębisz na tym korytarzu.
***
Następnego dnia coś przełamało hogwarcką rutynę. Podczas śniadania
Dumbledore wstał zza stołu nauczycielskiego, a McGonagall zastukała
łyżeczką w szklany puchar.
- Proszę o uwagę – uśmiechnęła się, co było rzadkością u groźnej
nauczycielki transmutacji.
- Z samego rana mam dla was wiadomość. Dobrą czy złą, oceńcie sami -
zaczął dyrektor. – Chciałbym ogłosić, że wasz obecny nauczyciel Opieki
nad Magicznymi Stworzeniami, gajowy i strażnik kluczy Rubeus Hagrid
zrezygnował z posady nauczycielskiej. Na szczęście udało mi się
odpowiednio szybko znaleźć następcę tego stanowiska, aby nie zasmucać
was przepadającymi lekcjami – puścił oczko staruszek. – Poznajcie
zatem nową nauczycielkę tego przedmiotu, profesor Alecto Carrow. Brawo
- krzyknął Albus Dumbledore.
Od stołu kadry pedagogicznej wstała wysoka, ciemnowłosa kobieta koło
czterdziestki. Wyszła na środek i powiedziała kilka słów na powitanie.
Tymczasem wśród grupki przyjaciół przy stole Ślizgonów powstało małe
zamieszanie.
- To Alecto Carrow – szepnął Zabini.
- Co ty nie powiesz? Myślałam, że Merlin – zakpiła Hermiona.
- O co chodzi? – uniosła brwi Astoria, która była najmniej obeznana w
sprawach śmierciożerców.
- To śmierciożerczyni. Jedna z lepszych. Służy Czarnemu Panu od
początku. Jest teraz drugim po Snape szpiegiem wśród nauczycieli -
wyjaśniła Pansy.
- To oznacza, że coś się szykuje – dopowiedziała panna Black.
***
Po śniadaniu wściekli Gryfoni natarli na uczniów Slytherinu. Chodziło
oczywiście o imprezę z zeszłego wieczoru.
- Hej, Wieprzleju, i jak? Dobra jest w łóżku ta twoja ślicznotka? -
szydziła Parkinson.
- Drętwota!
- Expelliarmus! Aragosortia!* – Pansy uśmiechnęła się wrednie, dobrze
pamiętając postać, jaką przybrał bogin rudzielca. Udało się, wielki
pająk biegł w stronę Rona, a chłopak piszczał jak mała dziewczynka.
- Serpensortia – Zabini poszedł w ślady swojej dziewczyny i wyczarował
ogromnego węża, którego panicznie bała się Parvati Patil.
- Windgardium leviosa – tymczasem Austin trzymał pod sufitem
przerażonego Neville’a Longbottoma.
- Sectumsempra – Hermiona nie cackała się długo ze swoją imienniczką z
Gryffindoru.
Na całą tą scenę nadeszła nowa profesorka.
- Spokój – krzyknęła. – Żadnych tłumaczeń! Tak się składa, że
widziałam całe zajście. 100 punktów za to odejmuję. Natomiast
Slytherin otrzymuje 50 za tak świetną obronę. Mam nadzieję, że to was
czegoś nauczy, Gryfoni – delikatnie puściła oczko do Ślizgonów i
odeszła dalej.
- Szpieg, nie szpieg, już ją lubię – uśmiechnęła się Astoria.
***
Austin i Blaise biegli na trening. Malfoy tak wyćwiczył drużynę, że
tylko jeden zawodnik był obecnie nie w formie. Tym zawodnikiem był
właśnie Austin Osgood.
- Ocipiałeś?! – wydzierał się Zabini. – Jutro mecz, a ty ku*wa nie
trafiasz nawet na pustą bramkę! To jest półfinał! A musimy zatrzymać
puchar domów! Nott gra z nami drugi trening, a jest o niebo lepszy!
W tej sytuacji czarnoskóry chłopak nie miał grama litości nawet dla
kumpla. Odbijało mu tak jak Malfoy’owi. Nic nie wiedział o tym, co
czuje Austin. Nie wiedział o Laurze. Tymczasem ona siedziała w
dalekiej Irlandii. Niedostępna. Był to ostatni trening przed meczem.
Dlatego przyszedł na niego również opiekun Slytherinu Snape i z
niewiadomych powodów Alecto Carrow.
- Osgood, jeśli przez ciebie przegramy będziesz już o tej porze w
drodze do domu – ryknął Severus.
***
Malfoy patrzył na śpiąca Hermionę. Nie mógł zasnąć. Nie denerwował się
już porannym meczem. Myślał o niej, o tym, że ją lubi. I że on i tak
nikogo nie pokocha, ale dużo bardziej woli ją od Astorii. W pokoju
obok grała ledwie słyszalna muzyka, ale blondyn mocno wsłuchał się w
słowa. Nie. Jednak wiedział co nieco o miłości. Bo kochał muzykę.
Dlaczego ona zawsze tak cholernie dobrze opisywała nastrój i uczucia?
Tam, tam, ta ram, ta ram, ta ram, **
ta ram, tam, ta ram, ta ram, ta ram…
Papieros w dłoni cicho zgasł
Siedzę sam, późno już
Za oknem księżyc świeci sam
Dobrze mu tak – jest nas dwóch
Znów próbuję cofnąć czas
Boję się, że nie zmienię nic
I godzinami patrzę jak
Obok mnie niespokojnie śpisz
Tam, tam, ta ram, ta ram, ta ram,
ta ram, tam, ta ram, ta ram, ta ram…
Powietrze ma chemiczny smak
Leczę strach oddechem z twoich ust
Zaciągam się kolejny raz
I trzymam tak w płucach zapach twój
I boję się każdego dnia
Że pęknie nam pod nogami lód
I co po drodze czeka nas
Nie chcę myśleć już
Nieważne, co nadchodzi
Chcesz tego, czy nie
Nie zawsze będzie tak
Wstaje nowy dzień
I właśnie o to chodzi
O to chodzi, wiem
Nie zasnę dzisiaj sam
Tam, tam, ta ram, ta ram, ta ram,
ta ram, tam, ta ram, ta ram, ta ram…
Przepraszam cię ostatni raz
Więcej tak nie chcę już się czuć
Zamykam oczy la, la, la – i czekam na twój ruch
A jeśli pójdzie coś nie tak
I siebie znać nie będziemy już
Nie powiem jak mi ciebie brak
Bo nie ma takich słów
Nieważne, co nadchodzi
Chcesz tego, czy nie
Nie zawsze będzie tak
Wstaje nowy dzień
I właśnie o to chodzi
O to chodzi, wiem
Nie zasnę dzisiaj sam
Nieważne co nadchodzi
Chcesz tego czy nie
Nie zawsze będzie tak
Wstaje nowy dzień
I właśnie o to chodzi
O to chodzi, wiem
O to chodzi, wiem
Gdy tak rozmyślał uświadomił sobie, że Black jest pierwszą dziewczyną,
która z nim śpi, a nie jest jego. Pierwszą, która ma nad nim jakąś
władzę. Pierwszą, która nie jest mu posłuszna. Pierwszą, która jest
wyzwaniem…
***
* Zaklęcie wymyślone przez autorkę na potrzeby opowiadania.
** Video – Papieros
_______________________________________
Wrzuciłam dziś wszystkie rozdziały dotąd napisane, łącznie z najnowszym. Następny dopiero w niedzielę, więc będziecie mieli czas na czytanie. Dziękuję za komentarze i zachęcam do dalszego wyrażania opinii, która jest dla mnie bardzo ważna.
Pozdrawiam
MiSia

Rozdział 9 - Zemsta

"Wspomnienia są jak perły - mają w sobie coś z klejnotów i coś z łez" - autor nieznany


Hermiona paliła trzeciego papierosa z rzędu. Pansy również się zaciągała.
- Przeoczyliśmy zasadę, zasadę ku*wa i to bardzo ważną. Ale moja matka
jej nie przeoczyła oczywiście!
- Którą?
- Partner arystokraty musi być akceptowany przez rodziców.
- I Bellatrix jest w zmowie z Lucjuszem, a on nie zaakceptuje żadnej
innej żony dla Draco niż Astoria i namówi do tego samego jej matkę.
- Co ja mu teraz powiem? – panna Black przeczesała włosy palcami.
- Nie powiesz mu prawdy?
- Zwariowałaś?! Co mu powiem? On jest dalej w ciężkim stanie. Nie może
nic wiedzieć. Słuchaj, ale to jest problem. P.R.O.B.L.E.M. -
przeliterowała – I to duży. Nawet jeśli Draco specjalnie się ze mną
prześpi będą samotni, bo ich starzy będą wybrzydzać i namawiać ich do
zgody.
- Jedno wyjście – rzuciła jej porozumiewawcze spojrzenie.
- Niemożliwe. Chyba, że wstąpię do śmierciożerców, a może wtedy
przebłagam Bellatrix.
- Nie chcesz tego.
- Ludzie mówią, że nie można mieć wszystkiego.
- Ludzie mówią… Nigdy nie obchodzili cię ludzie.
- Wszystko zaczęło się komplikować odkąd… – urwała Hermiona.
- Wiem odkąd – westchnęła czarnowłosa.
- Nieważne – rzekła wymijająco. – Teraz nie ma innego sposobu.
- Ty wymiękasz? Ty?
- Nie. Powiemy Austinowi i Blaise’owi. Malfoy’owi ani pary z ust.
***
Panna Lestrange siedziała na obiedzie w Wielkiej Sali. Nic nie zjadła.
Dowiedziała się tylko o dwóch nadchodzących wydarzeniach.
- Za tydzień odbędzie się mecz quidditcha między Slytherinem a
Gryffindorem. Poza tym wkrótce organizujemy wypad do Londynu.
- Hej, Blaise, kto zagra za Malfoy’a? Szukający i kapitan. Będzie
ciężko – westchnęła brązowowłosa.
Zaraz po posiłku pobiegła do Skrzydła Szpitalnego.
- Cześć – pochyliła się nad blondynem.
- Tęskniłem – objął ją w pasie, przyciągnął i czule pocałował.
- Ja też – szepnęła. Kochała jego dotyk, jego zapach, jego smak.
Pani Pomfrey przyglądała im się z daleka.
- Panno Black, ponieważ pani nalegała mogę wypuścić pana Malfoy’a ze
Skrzydła Szpitalnego. Ale musisz się nim dobrze zająć.
Wieczorem byli już w jego dormitorium. Hermiona leżała obok Draco,
oparta o jego ramię. Myślała o tej całej sytuacji. Dołek psychiczny,
dołek moralny.
- Muszę jeszcze potrenować przed meczem – westchnął Malfoy.
- Nie ma takiej opcji – odpowiedziała spokojnie.
- Jeden z najważniejszych meczy sezonu. Musze grać. Inaczej nie
spojrzę w oczy Gryfonom, rozumiesz?
- Malfoy, posłuchaj mnie. Nott zagra za ciebie. Gdybym nie dręczyła
Pomfrey to nie wypuściłaby cię do tej pory.
- Nie mogę leżeć bezczynnie. Muszę pomóc drużynie.
- Musisz wyzdrowieć.
- Jestem zdrowy.
- Draco! Obiecasz mi, że będziesz tutaj grzecznie leżał?
- Mam inne wyjście?
- Mój grzeczny chłopczyk – uśmiechnęła się. – Za dwa dni Gryfoni mają,
no, zamierzają mieć imprezę. Może nowe wyzwania poprawią ci humor.
- Ty mi poprawisz humor.
Wtuliła się w niego mocniej i położyła dłoń na nagim torsie chłopaka.
Bała się, że lada dzień Malfoy dowie się o wszystkim. A w końcu będzie
musiał się dowiedzieć i ona dobrze o tym wiedziała. Wiedziała, że
ewentualnego Mrocznego Znaku przed nim nie zatai. Jednak dalej nie
miała pojęcia, dlaczego tak jej zależy. Dalej nie znała słowa
„miłość”.
***
- Severusie, ufam ci. Dlatego mam dla ciebie zadanie. Zadanie to nie
jest szczególnie niebezpieczne, ale trudne. Po prostu trudne – twarz
Lorda Voldemorta wyrażała wyłącznie powagę.
- Co mam zrobić?
- Jeden raz nie wystarczy, Severusie. Ty musisz to robić cały czas.
Czy mówią ci coś nazwiska Hermiona Lestrange-Black i Dracon Malfoy?
Czarnowłosy czarodziej zmarszczył nos w wyrazie zdziwienia, ale szybko
odpowiedział:
- Tak, panie. Uczniowie Slytherinu z szóstego roku.
- Doskonale. Masz ich pilnować, czuwać nad tą parą. Bella obiecała, że
ich nie tknie, ale nie ufam jej. Jest świetną, ale bardzo porywczą
czarownicą, a teraz szczególnie się zdenerwowała. Ty chyba dobrze
znasz potęgę miłości, prawda? Informuj mnie o nich.
Snape zacisnął zęby na samo wspomnienie o Lily. Tak, Czarny Pan znał
potęgę miłości, ale nie rozumiał znaczenia miłości mimo wszystko,
miłości mimo brudnej krwi. Dlatego zabił Lily Evans, w sumie Lily
Potter, matkę Harry’ego.
- Oczywiście, Panie. Jednak Ślizgoni niechętnie dzielą się tajemnicami
ze światem zewnętrznym.
- I właśnie tutaj jest twoja rola. Nie mam lepszego szpiega. Zależy mi
tylko na kilku miesiącach. Znam Bellatrix Lestrange, ty również i
oboje wiemy, że jeśli czegoś chce, to działa szybko. Teraz chce
zemsty. Mimo tego co powiedziałem jej, pragnie zemsty. Więc ty,
Severusie, musisz mieć, jak to mówią, oczy szeroko otwarte, zgoda?
- Zgoda.
Bo co miał powiedzieć? Że Hermiona i Draco są ostatnimi łatwymi do
szpiegowania ludźmi na tym globie?
***
Panna Parkinson waliła nożem jak siekiera. Marchewka, którą miała
pokroić wyglądała jakby czarnowłosa przepuściła ją przez maszynkę.
Zabini siedział z posępną miną i uporczywie ignorował uwagi skrzatów,
że nic nie robi. Był to ostatni dzień ich szlabanu. Nic nie mówili,
cała sytuacja dawała się we znaki również im. Hermiona nie chodziła na
lekcje, Austin nie wiadomo dlaczego tracił kontakt z rzeczywistością,
a oni sami olewali naukę i myśleli o problemach przyjaciół. Zaraz po
wyjściu z kuchni chłopak pobiegł na boisko do quidditcha. Tam
regularnie odbywały się treningi przed meczem z Gryfonami. Musieli
wygrać, nie było innej opcji. Musieli, ale szło im jak po grudzie.
Blaise, który zastępował Draco jako kapitana co chwila raczył ich
porcją niezbyt wyszukanych epitetów. Kiedy ścigającemu udawało się
celnie rzucić, obrońca puszczał. Wszystko nawalało na kilka dni przed
rywalizacją o wszystko. Tak jakby czarna chmura problemów udzieliła
się całemu domowi. A Gryfoni jak na złość chodzili uśmiechnięci i
zadowoleni. Pansy, Blaise, Austin i Hermiona pocieszali się tylko tym,
że już jutro rozwalą imprezkę wrogów. A Draco nic nie wiedział, a
nawet myślał, że zawodnicy są w świetnej formie. Mimo to, miał plan.
***
Astoria razem z Pansy, Hermioną i Zabinim zgodnie postanowili, że
Malfoy musi się dowiedzieć o sprawie ślubu. A powiedzieć miała mu o
tym oczywiście Hermiona.
- Ja już zdecydowałam. Nie ma wyjścia. Wstąpię do śmierciożerców. To
jedyna szansa.
Wszyscy milczeli.
- Powiem mu to, mam nadzieję, że zrozumie.
Dziewczyna nie była świadoma, że za ścianą stoi nauczyciel eliksirów i
przysłuchuje się jej słowom.
- Słuchajcie, kłótnia z Bellatrix nie ma sensu. Okłamywanie Draco też
nie. Powiem mu jutro wieczorem.
Snape wrócił do swojego gabinetu. Wysłał sygnał do Lorda Voldemorta i
po chwili zobaczył jego twarz w kominku. Przekazał mu, co wie.
- Obserwuj wypadki – wysyczał czarnoksiężnik. – Nie wiadomo o co
chodzi, ale wiadomo, kto maczał w tym palce. Nie próbuj nawiązać z
nimi kontaktu, bo tylko wzbudzisz ich podejrzenia. Szpieguj i
obserwuj. A co nowego w Hogwarcie, Severusie?
- Nauczyciel Opieki nad Magicznymi Stworzeniami planuje odejść ze
względu na stan zdrowia.
- Doskonale. Wybiorę kogoś, kto zajmie to miejsce. Im więcej naszych
ludzi w szkole, tym lepiej.
***
Następnego dnia odbył się zapowiedziany wypad do Londynu. Zdarza się
on rzadko, więc wszyscy uczniowie – z wyjątkiem Draco – się tam udali.
Był to wprost wymarzony dzień dla uczniów Gryffindoru. Mogli kupić
najlepszy towar tuż przed imprezą. Kiedy wszyscy wyszli, blondyn
podniósł się w końcu z łóżka i wykonał poranną toaletę. Draco Malfoy
nigdy nie odpuszcza. Draco Malfoy zawsze ma to, czego chce. W myśl
tych zasad wziął do ręki swojego Nimbusa 2005 i wyjął z komórki na
miotły piłki do quidditcha, w tym złotego znicza. Poszedł na boisko
trenować. Był pewien, że nikt się nie dowie o jego tajnych
ćwiczeniach. Był czwartek, a blondyn uwziął się, aby grać w
niedzielnym meczu. To była chyba jedyna okazja do ćwiczeń. Szło mu
świetnie. I tak jak przypuszczał, nic się nie działo. Był już całkiem
zdrowy i nie rozumiał, po co ta przeklęta Black każe mu leżeć, jak
dziadowi na emeryturze. W tym samym czasie Hermiona wybierała z
przyjaciółmi łajnobomby, które miały być zrzucone na Pokój Wspólny
Gryffindoru. Jednocześnie zastanawiali się, jak jeszcze umilić życie
Gryfonom.
- Czas zacząć zabawę – oznajmiła Pansy i poszła przodem, a reszta bez
zastanowienia ruszyła za nią.
- Dzień dobry, madame Malkin!
- O, dzień dobry, Pansy! W czym mogę ci pomóc?
- Jest taka jedna sprawa – czarnowłosa szepnęła coś kobiecie do ucha.
- Oczywiście nie za darmo.
- Oczywiście. Jak sobie życzysz – zgodziła się madame Malkin.
- Przeleję pani co nieco na konto. Dziękuję.
Wyszli ze sklepu, aby po chwili obserwować wściekłe Gryfonki
opuszczające sklep z wiadomością, że nie ma na razie nowych sukienek,
a stare zostały już sprzedane.
- Dalsza część akcji? – uniósł brwi Zabini.
Hermiona uchwyciła jego spojrzenie.
- Nie zamkniesz wszystkich monopolowych, idioto.
- Pewnie, że nie. Przecież nie chcemy odwołać „party hard”, a jedynie
zmienić bieg wydarzeń. Idziemy na Nokturna. U Borgina&Burke’a jest
eliksir pożądania. Wystarczy, że dolejemy go najbrzydszym dziewczynom
do kieliszka. Uszczęśliwimy parę brzydulek, a gdy nasi przyjaciele się
z nimi obudzą to chyba popełnią samobójstwo – rechotał Zabini.
Wszyscy mu wtórowali. Choć na chwilę zapomnieli o dręczących ich
problemach i byli naprawdę szczęśliwi. Nie zwrócili nawet uwagi na
Austina, który biernie we wszystkim uczestniczył i nie powiedział
nawet jednego słowa. Był bowiem obecny przy przyjaciołach tylko
ciałem, a jego dusza błądziła w okolicach dalekiego Durmstrangu i
dalekiej miłości.
***
Gdy towarzystwo wróciło do Hogwartu, Malfoy nie wzbudzając podejrzeń
leżał w łóżku i gdy usłyszał zbliżające się kroki udał, że czyta.
- Cześć. Ty czytasz? – uniosła brwi Hermiona.
- Widzisz do czego zmusiła mnie twoja nieobecność? – uśmiechnął się.
- Do czytania do góry nogami? Nie błaźnij się, Malfoy.
Blondyn dopiero teraz spostrzegł, że litery są odwrócone.
- No dobra, dobra, jestem leniwy i nic nie robię.
- To w takim razie chyba pójdziemy do wieży Gryffindoru bez ciebie.
W odpowiedzi rzucił w nią poduszką.
- Chcesz wojny?
Usiadła obok niego i zaczęła go łaskotać. Jednak Malfoy był
silniejszy, przyciągnął ją do siebie i ich języki zatańczyły w tańcu
namiętności.
- Takie kary to ja lubię – wymruczał blondyn.
- Co dobre, szybko się kończy. Wstawaj! Pozwalam ci. Idziemy odwiedzić
naszych przyjaciół – zironizowała.
Gdy tylko wyszli, spotkali Blaise’a, Pansy i Austina. Z wieży
południowej dobiegała już muzyka. Rzucili na siebie zaklęcia zwodzące
i ruszyli. Wbiegli po schodach, podali wcześniej podsłuchane hasło i
bez problemu weszli. Stanęli na szczycie schodów prowadzących do
dormitoriów dziewczyn. Austin oparł się ciężko o balustradę, ale nie
zwrócili na to uwagi.
- Plan jest taki – zaczęła Pansy. – Austin i Blaise zostają tutaj i
zrzucają parę łajnobomb, gdy impreza się rozkręci. Tylko celnie. W
ludzi macie rzucać. Hermiona najpierw dosypuje eliksir pożądania, a
potem pomaga mi i Draco. My sprawdzamy pokoje i wyrzucamy eliksiry na
kaca. Teraz największe piekło czeka ich po imprezie – uśmiechnęła się
wrednie. Dziewczyny odeszły z Malfoy’em, a Blaise przyglądał się
Gryfonom. Dziewczyny tańczyły w spódniczkach lub szortach, bo nic
zastępczego nie miały. Sukienki na poprzednie zabawy były skrupulatnie
zniszczone przez Hermionę i Pansy. Wszyscy świetnie się bawili. Byli
dość mocno pijani. Po chwili zobaczył, że Weasley idzie z Amandą* w
kierunku dormitorium. To był znak, że panna Black wykonała bezbłędnie
swoje zadanie. Zabini wykorzystał ten moment i zrzucił jedną
łajnobombę. Bardzo celnie. Wprost na Ginny Weasley. Ruda zaczęła
panikować, ale nikt nie zwrócił na to uwagi, wszyscy byli zbyt pijani.
Niedługo poleciało kilka kolejnych pocisków, a trafieni pognali do
łazienek. Ślizgon uśmiechnął się do siebie. Nie zwrócił uwagi, że jego
przyjaciel jest nieobecny duchem. A Austin wsłuchiwał się w słowa
piosenki, która właśnie leciała:
Ile dałbym, by zapomnieć Cię,**
Wszystkie chwile te,
Które są na nie,
Bo chcę (Bo chcę)
Nie myśleć o tym już,
Zdmuchnąć wszystkie wspomnienia,
Niczym zaległy kurz,
Tak już (Tak już)
Po prostu nie pamiętać,
Sytuacji, w których serce klęka,
Wiem, nie wyrwę się, chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wiesz i Ty!
Austin zastanawiał się jak mogą przy tym tańczyć. Po wsłuchaniu się w
słowa myślał, że wykonawca śpiewa o nim, o jego uczuciach.
Znowu widzę Ciebie,
Przed swoimi oczami,
Znowu zasnąć nie mogę,
Owładnięty marzeniami,
Wszystko poświęcam myśli,
Że byłaś kiedyś blisko,
Kiedy czułem Ciebie obok,
Wtedy czułem ze mam wszystko,
Tyle zostało po mnie,
Tylko Ty i setki wspomnień,
Ile dałbym za to,
By móc o tym już zapomnieć,
Teraz nie ma Nas
I nie chce być tam,
Gdzie Ty jesteś,
Znowu staniesz przede mną,
Zawsze robisz mi to we śnie,
Będę patrzył jak odchodzisz,
Chociaż chciałbym się odwrócić,
Będę myślał ile dałbym komuś,
Kto by czas zawrócił,
Kto by zatrzymał wskazówki,
Tylko na ten jeden moment,
W chwili, w której Cię poznałem,
Poszedłbym już w drugą stronę.
Austin nie zwracał uwagi na to, co się wokół niego działo. A działo
się sporo. Zabini zrzucił już wszystkie łajnobomby, co w efekcie
spowodowało zniknięcie jednej trzeciej Gryfonów. Hermiona
poinformowała, że wszyscy z eliksirem w drinkach są już w dormitoriach
z partnerami, a Draco i Pansy, że cały zapas eliksiru na kaca wyleciał
przez okno i roztrzaskał się na dziedzińcu. Austin słuchał dalej:
Ile dałbym, by zapomnieć Cię,
Wszystkie chwile te,
Które są na nie,
Bo chcę (Bo chcę)
Nie myśleć o tym już,
Zdmuchnąć wszystkie wspomnienia,
Niczym zaległy kurz,
Tak już (Tak już)
Po prostu nie pamiętać,
Sytuacji, w których serce klęka,
Wiem, nie wyrwę się, chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wiesz i Ty!
To był sen na jawie,
Gdy marzenia się spełniały,
Wszystko takie realne,
Chwile szybko tak mijały,
Tylko My, zamknięci w czterech ścianach,
A tak wolni,
A ważna Ty byłaś obok,
A ja czułem się spokojny,
Pamiętasz jeszcze?
Austin ocknął się nagle, bo muzyka ucichła. To panna Black w ten
sposób podsumowała akcję psucia imprezy. Zaraz po tym powlekli się
razem do Pokoju Wspólnego Slytherinu. A każdy głowę miał zaprzątniętą
czarnymi myślami. Każdy oprócz Draco. Osgood myślał o Laurze, a reszta
o tym, co czeka Draco, Hermionę i Astorię.
***
* Postać wymyślona, epizodyczna.
** Jeden osiem L – „Jak zapomnieć”

Rozdział 8 - Tęsknota i czułość

"Samotność zaczyna się dwa kroki od ukochanej osoby" - MiSia


Draco leżący na poduszkach z zamkniętymi oczami i wtulona w niego
Hermiona – taki widok zastał Austin następnego ranka, gdy zajrzał do
Skrzydła Szpitalnego. Chciał iść w tym wypadku do Pansy lub Zabiniego,
ale szybko zdał sobie sprawę, że oni też teraz pewnie spędzają czas
tylko we dwoje. I poczuł się nagle dziwnie samotny. Co prawda, Astoria
też była singielką, ale wiedział, że ma kogoś na oku – ten jej ciągły
uśmiech i rozmarzony wzrok. Tylko on był sam. Miał przyjaciół,
spędzali razem czas, ale brakowało mu kogoś znacznie bliższego. Nie,
żeby miał z tym jakiś problem – wiele dziewczyn o nim marzyło, a on
dobrze to wiedział. Jednak nie chciał, nie mógł, bo obiecał… Na
tamtej imprezie z Hermioną to była zwykła zabawa – wiedział, że
dziewczyna też nie myśli o tym poważnie. Po prostu jeden wieczór,
kilka drinków, trochę ognistej whisky… A osoba, której coś przyrzekł
była daleko, daleko, nie wiadomo dokładnie gdzie… Durmstrang. Tylko
tyle wiedział. Poznał ją na zeszłych wakacjach w Irlandii. Jego
rodzice często zabierali go na wczasy. Ale tym razem państwo
Osgoodowie źle dobrali miejsce – jakaś nudna wiocha na północy kraju.
Zamieszkana przez czarodziejów, którzy prawdopodobnie ostatni raz
użyli różdżki na egzaminach kończących edukację. Austin teleportował
się wtedy do najbliższego miasteczka w nadziei, że znajdzie jakiś
klub. I wtedy zobaczył…
(wspomnienie)
Teleportował się przed ratuszem. Było już późno i nie spodziewał się,
że ktokolwiek może go zobaczyć. Aż nagle ujrzał odwróconą tyłem
blondynkę. Stał chwilę bez ruchu, nie wiedział czy słyszała trzask
związany z przeniesieniem. Nagle odwróciła się. Miała taki promienny
uśmiech. Chłopak niepewnie schował różdżkę za siebie.
- Nie chowaj jej. Wiem, że się teleportowałeś.
Już wyciągał ją z powrotem zza pleców, aby wyczyścić jej pamięć i nic
się nie wydało, ale błyskawicznie wycelowała w niego swoją.
- Chcesz rzucić na mnie Obliviate? Powodzenia.
- Jesteś czarownicą? Nie chodzisz do Hogwartu.
- Hogwart nie jest jedyną szkołą magii na tym globie.
- A co tu robisz o drugiej w nocy?
- Mogę cię zapytać o to samo – stwierdziła.
- Idę do jakiegoś lokalnego klubu. Dołączysz się? – szybko ocenił jej
seksownie zaokrąglone biodra i malinowe usta.
- Niestety nie, ale dobrej zabawy – uśmiechnęła się najpiękniejszym
uśmiechem jaki kiedykolwiek widział.
- Nie powiesz mi, co tutaj robisz?
- Nie.
- To cześć – puścił do niej oczko i odszedł. A przynajmniej ona tak
myślała, bo Austin tak naprawdę schował się za najbliższym blokiem i
obserwował ją. Doznał jednak szoku. Podszedł do niej facet koło
czterdziestki i zaczęli iść ulicą. Chłopak podążył za nimi. Weszli do
publicznych toalet. Nie mógł uwierzyć w to, że ta śliczna, seksowna,
miła blondynka jest zwykłą dzi**ą. Poszedł za nimi i otworzył drzwi.
- Nie! – krzyknął.
Mężczyzna spojrzał na niego wściekłym wzrokiem i wyszedł.
- I co zrobiłeś? – nie mówiła tego z wściekłością, ale jakby ze smutkiem.
- Ty jesteś prostytutką? – nie dowierzał.
- Nie twoja sprawa.
- Sprawy ludzi, których darzę sympatią to też moje sprawy.
- Nic nie rozumiesz. Muszę.
- Nikt nic nie musi.
- Ja nie mam bogatych rodziców, którzy pozwalają i kupują mi wszystko!
- zmierzyła wzrokiem jego markowy t-shirt. – W ogóle nie mam rodziców!
- po jej policzku spłynęła łza. – I sama muszę sobie zapracować na
jedzenie, ubranie i książki! I nie mam wyjścia! A teraz idź, zostaw
mnie i wracaj do swojego świata.
Jednak on nie wrócił, nie odszedł. Coś go w niej pociągało. Został,
przytulił, pocieszył, zakochał się… Dowiedział się, że ma na imię
Laura i chodzi do Durmstrangu, który wbrew pozorom nie był szkołą
tylko dla chłopców. Jednak ona musiała być tam promyczkiem słońca.
Okazało się, że mieszka w owej wiosce i spędzili ze sobą całe wakacje.
Laura z pewnym wahaniem, ale przyjęła jego pieniądze. I już w ostatni
dzień, dzień jego wyjazdu pocałował ją tak jak nigdy i obiecał, że nie
zapomni, że będzie czekał.
(koniec wspomnienia)
Właśnie dlatego czuł się samotny pośród tłumu wielbiących go
hogwarckich piękności. Ale obiecał i czekał. Choć coraz bardziej
niecierpliwie. A minęło dopiero kilka miesięcy.
***
Panna Black usiadła na krześle w gabinecie Snape’a.
- O co chodzi?
- Nie wiesz?
- Powiedzmy.
- Obiecałem Belli, że z tobą porozmawiam.
- Obiecałeś Belli, tak? Przysięgą wieczystą?
- Hermiona – zaczął.
- Nie? To dobrze, bardzo dobrze dla ciebie. Bo to niemożliwe. Twoja
gadanina, Snape, nic tu nie pomoże. Już zdecydowałam. I poniosę
wszelkie ewentualne konsekwencje.
Severus tylko westchnął. Wiedział, że tak będzie, ale przynajmniej
obietnicy dotrzymał, próbował…
***
Pani Pomfrey spojrzała z troską na Hermionę siedzącą na łóżku koło
Draco, trzymającą go za rękę i uśmiechającą się do niego.
- Kochanie, mogę cię prosić na chwilkę?
Brązowowłosa poszła za pielęgniarką.
- Myślę, że ciebie powinnam poinformować, a ty przekażesz to panu
Malfoy’owi. Półtora tygodnia w Skrzydle Szpitalnym to minimum -
oświadczyła twardo.
- Aż tyle?
- Niestety.
- Przecież Draco dobrze się czuje. Mógłby leżeć w swoim dormitorium.
Zajmę się nim…
- Wykluczone. Musi zostać tu.
- Ale pani Pomfrey, co mu jest?
- Chłopak jest za słaby – rzekła wymijająco.
- Proszę powiedzieć mi prawdę. To coś groźnego?
- No dobrze. Pan Malfoy ma uszkodzone żyły, w znacznym stopniu
uszkodzone. Muszę nad nim czuwać.
- Proszę mi obiecać, że nic mu się przy pani nie stanie.
- Obiecuję, kochanie. Ale powiedz mu tylko, że musi zostać.
- Oczywiście. Dziękuję.
Wróciła do blondyna, który chyba spał. Był jeszcze taki słaby. Ale
szybko spojrzał na nią stalowymi tęczówkami. Pochyliła się nad
chłopakiem.
- Draco, musisz tu zostać jeszcze półtora tygodnia.
- Ile? Dlaczego?
- Nie denerwuj się. Jesteś w dobrym stanie, ale potrzebna jest
kontrola – szepnęła kojąco.
Przewrócił oczami.
- Ale coś mi się chyba za to należy.
W odpowiedzi pocałowała go namiętnie i poczochrała mu blond czuprynę.
- Hej, Draco. Zagramy w prawdę?
- Jasne, kotku – uśmiechnął się. – Zaczynaj.
- Dlaczego się tak wściekałeś, że Austin pierwszy wiedział o tej
sprawie z moją matką?
- Byłem zazdrosny – oświadczył spokojnie.
Roześmiała się i pokręciła głową.
- Teraz ja. Z kim się ostatnio pieprzyłaś?
- Z tobą. Co tak patrzysz? Naprawdę. Dlaczego nie lubisz Milicenty Bulstrode?
- Bo zachowuje się jak ta szlama – Granger. Kiedy ostatnio kupowałaś stringi?
- Dwa tygodnie temu. O czym rozmawiałeś z Czarnym Panem?
- A, więc o to chodzi. O tym, że dołączymy do śmierciożerców po szkole.
- Co?!
- Zgodził się.
- Malfoy!
- No co?
- Czyś ty oszalał?!
- To ja cię ratuję, a ty mi tak dziękujesz – uśmiechnął się -
Wszystko załatwione – puścił jej oczko.
Przytuliła go mocno i pocałowała zachłannie gładząc mu tors i brzuch.
***
Bellatrix zadzwoniła do drzwi Malfoy Manor. Otworzył jej Lucjusz.
- Jest Narcyza?
- Nie. Wejdź – uchylił jej drzwi. – Czemu pytasz?
- Mam drażliwą dla niej sprawę. Draco nie jest jej synem, więc sam rozumiesz.
- Stało się coś?
- Tak. Wiem, że zależy ci, aby Draco i Astoria wzięli ślub. A mi
zależy na tym samym. Nieważne dlaczego – uprzedziła jego pytanie. – Po
prostu musimy coś wymyślić, aby do tego doprowadzić.
- Ma to związek z Hermioną, Bello?
- W pewnym sensie. Muszę się już zbierać. Pomyśl o tym. Doprowadzimy
do tego ślubu. Połączymy ród Malfoy’ów i Greengrass’ów, Lucjuszu.
***
- Zanim się rozejdziecie mam dla was miłą wiadomość – uśmiechnął się
Dumbledore. – Jutro wyprawa do Hogsmeade.
Uczniowie się ożywili. Wielka Sala rozbrzmiewała wesołym śmiechem.
I rzeczywiście, zgodnie z zapowiedzią, wypad nastąpił. Gryfoni kupowali
ogromne ilości jedzenia i kremowego piwa na planowaną imprezę.
Profesorowie gawędzili w Trzech Miotłach. Tylko Snape’a zabrakło -
Czarny Pan go wezwał. Na uliczkach miasteczka stali kolędnicy, bo
zbliżało się Boże Narodzenie. Pansy z Astorią kupowały ciuchy, tony
ubrań, a Zabini chodził za nimi z miną mopsa. Hermiona nie poszła, co
już nikogo nie zdziwiło – wolała być przy Malfoy’u. Jednak panna Black
zamówiła jak zwykle tuziny whisky, które Blaise po użyciu zaklęcia
zwiększająco – zmniejszającego niósł w reklamówce. W końcu udało im
się wejść do sklepu sportowego, ale nie było nic nowego, nic, czego
arystokrata by nie posiadał. Nagle przed nogi Astorii teleportował się
jej prywatny skrzat.
- Co ty tu robisz? – zapytała go.
- Przepraszam pani, ale to ważne. Pilny list.
Panna Greengrass zdenerwowana wyrwała kopertę.
***
Pansy biegła korytarzami zamku niczym zawodowa sprinterka. Zapomniała,
że arystokratce nie wypada tego robić. W końcu dotarła do drzwi
Skrzydła Szpitalnego, przez które wpadła jak bomba.
- Hermiona! – krzyknęła, ale panna Black zmierzyła ją wściekłym
spojrzeniem wskazując na śpiącego blondyna. Cicho wstała i podeszła do
niej.
- Co jest?
- Bellatrix się mści – wydyszała Pansy.

Rozdział 7 - "Kochasz ją, prawda?"


"Więcej wart jest człowiek pełen polotu i ognia, choćby nawet popełniał dużo błędów, niż ograniczony i zbyt ostrożny" - autor nieznany
- Pansy, zostaw ich!
Z głębi korytarza wyłonił się Zabini, który bardziej z troską niż z
dezaprobatą przyglądał się poczynaniom swojej dziewczyny. Panna
Parkinson celowała różdżką w grupę pierwszoroczniaków. Dziwne w tym
obrazie było to, że uczniowie należeli do Slytherinu. Dziewczyna
niepewnie schowała różdżkę i podeszła w stronę Blaise'a.
- Ej skarbie, co ty robisz? Co się dzieje?
- Nic - zacisnęła mocno szczękę i wsadziła ręce do kieszeni
czarno-zielonej szaty.
Uniósł delikatnie jej podbródek.
- Przecież widzę.
- To źle widzisz.
- Pansy...
- Nic się nie stało! Nie ogarniasz? - mówiła z takim akcentem, że po
każdym wyrazie stawiała kropkę.
- Nie myśl, że będziesz mnie całe życie olewać. Znasz mnie i dobrze
wiesz, że nie będę za tobą latał, bo ty tak chcesz - rzekł dobitnie.
- Jedyne, czego w tej chwili chcę to święty spokój.
- I go dostaniesz - powiedział chłodno.
Popatrzyła na niego przez chwilę bez słowa i odeszła ukradkiem
ocierając łzę. Myślała o nich, o ich związku. Ostatnio kłócili się o
głupoty, tak jak teraz. Brzmieli pewnie jak dzieciaki. O co się w
ogóle sprzeczali? Nie potrafiła ustalić powodu awantury. Coś się po
prostu wypalało. To samo miał w głowie chłopak. Ten sam chaos, złość,
niezadowolenie i niespotykaną u Ślizgonów z krwi i kości bezradność.
Ta chora sytuacja nie polepszała ogólnego położenia przyjaciół. Draco
od dwóch dni leżał nieprzytomny w Skrzydle Szpitalnym, Hermiona nawet
nie chciała słyszeć o opuszczeniu go, a wszyscy głowili się dlaczego
jest taka uparta. W sumie mieli już wypracowaną teorię na ten temat,
ale bali się powiedzieć to otwarcie, bo to przecież niemożliwe.

***

- Kochanie, nie możesz tu siedzieć w nieskończoność - pielęgniarka
spojrzała z niepokojem na pannę Black.
- Nie rozumie pani? Muszę... - głos jej się załamał.
Malfoy leżał od dwóch dni bez ruchu. Oddychał, stan był stabilny, ale
się nie budził. Nawet Hermiona, która nie była orłem z magicznej
medycyny dobrze wiedziała, że utrata takiej ilości krwi jest niezwykle
niebezpieczna. Pamiętała, pamiętała bardzo dobrze ten widok, Draco na
podłodze, pełno krwi, jej matka... Zamknęła oczy.
(wspomnienie)
- Sectumsempra - zaklęcie Bellatrix ugodziło w Draco. Było takie
niespodziewane, że nawet panna Black nie zdążyła go odbić. Wydała z
siebie głośny okrzyk i całkiem straciła kontrolę nad sytuacją. Nie
pomyślała, aby zacząć walkę z matką. Rzuciła się na kolana przed
Draco. Na ciele miał kilkanaście ciętych ran. Jego ciemnoczerwona krew
wypływała na podłogę. Różdżka bezradnie spoczywała w dłoni blondyna.
Zaraz dziewczyna usłyszała koło siebie stukot obcasów - to pani
Lestrange opuściła dormitorium córki. Nawet nie zainteresowała się
losem Draco, a przecież znała jego ojca - Lucjusza. Może wiedziała, że
Hermiona sobie poradzi albo było jej to obojętne... Kto wie?
Brązowowłosa szepnęła tylko nad ciałem chłopaka:
- Przepraszam, przepraszam Draco...
On stracił przytomność, a ona ocierając łzy przeniosła go za pomocą
czarów do Skrzydła szpitalnego. W tamtej chwili chciała rzucić się w
jakąś przepaść, zapomnieć, ale wiedziała, że tylko odpowiedzialnością
może mu pomóc. Panna Black wcisnęła później pani Pomfrey jakąś
historyjkę o ćwiczeniu zaklęć na Obronę przed Czarna Magią i ich
pomieszanie. Bardzo chciała w tym momencie pogrążyć Bellatrix, ale
wiedziała, jakie niesie to konsekwencje, a szczególnie teraz - gdy
Lord Voldemort był u szczytu swej mocy. Następnie Hermiona patrzyła,
jak pielęgniarka przemywa jego rany i podłącza do magicznych aparatur.
(koniec wspomnienia)
Ukryła twarz w dłoniach. Teraz ręka chłopaka była już dość chłodna.
Policzki miał jeszcze bledsze niż zwykle. Wszyscy po kolei
przychodzili i przekonywali ją, ale byłą nieugięta. Obwiniała się.
Sądziła, że nie powinna pozwolić mu zostać. Ona wiedziała do czego
zdolna jest wściekła Bellatrix, a on nie.

***

Była noc. Hermiona siedziała na skraju łóżka, a głowę miała opartą o
ramię blondyna. Nagle poczuła lekkie podrażnienie na włosach. Nawet
nie drgnęła, a jedynie wstrzymała oddech. Wyczuwała już wyraźnie, że
jakieś długie, delikatne palce gładzą ją. Ostrożnie podniosła głowę i
spojrzała na Draco. Leżał, ale rękę miał jeszcze w powietrzu, a jego
stalowe tęczówki były otwarte. Widziała to dobrze, bo w Skrzydle
Szpitalnym nawet w nocy świeciło się światło.
- Draco... - poczuła ukłucie w sercu, ręce jej drżały.
Blondyn uśmiechnął się z niemałym wysiłkiem. Pochyliła się nad nim.
- Draco...
Ich oczy spotkały się. Malfoy wyciągnął dłoń i dotknął jej policzka.
Ona splotła ich ręce i pochyliła się jeszcze bardziej.
- Draco, przepraszam Cię, tak bardzo...
- Ciii, nic nie mów - szepnął. Po jej policzku spłynęła łza.
- Ale Draco...
- I nie płacz, proszę. Chodź do mnie.
Otarł opuszkiem kciuka jej łzę, a ona pocałowała go w policzek.
Przylgnęła delikatnie do jego klatki piersiowej.
- Boli cię? - szepnęła z troską.
- Póki jesteś - nie.
Pogłaskała go po twarzy i po ramieniu. Była teraz taka szczęśliwa, że żyje.
- No chodź, bliżej, bliżej - uśmiechał się delikatnie.
Musnęła wargami jego usta i poczuła jak odwzajemnia pocałunek.
- Tak się cieszę - dotarł słodki głos do jego ucha. - Naprawdę cię
przepraszam. Nie powinnam, nie powinnam na to pozwolić - łzy zaczęły
płynąc od nowa.
- Przestań się obwiniać. To nie była niczyja wina, okej? Pocałuj mnie
jeszcze raz.
- Przepraszam - szepnęła mu jeszcze nad uchem i zaczęła pieścić jego wargi.
I tak upłynęło im kilka godzin. Bo później musieli już poruszyć temat tabu.
- Hermi, słuchaj, muszę porozmawiać z Czarnym Panem. Teraz. Proszę,
sprowadź go. To ważne.
- Z Czarnym Panem? O czym?
- Nie pytaj - spojrzał na nią błagalnie. - Proszę, to bardzo ważne.
Później się dowiesz.
Brązowowłosa nękana poczuciem winy wymknęła się z zamku i
teleportowała się przed siedzibę Lorda Voldemorta. Weszła przez
olbrzymia bramę, która działała na hasło i zaklęcia. Wewnątrz wielkiej
willi Voldemort siedział w fotelu, a Nagini leżała na jego szyi. Panna
Black ukłoniła się i przedstawiła swoją prośbę.
- Teraz? Czyżby coś się stało?
- Nie mam pojęcia, panie. Jest wyjątkowo zdeterminowany.
- I mówisz, że to Bella go wpędziła do Skrzydła Szpitalnego?
- Niestety tak.
- Będę musiał to jakoś załatwić, a teraz chodźmy. Może trzeba w czymś
pomóc przyszłemu słudze.
Teleportowali się prosto przed Skrzydło Szpitalne, bo czarnoksiężnik
umiał ominąć urok zakazu teleportacji na terenie Hogwartu. Hermiona
została za drzwiami, a Voldemort wszedł.
- Witaj, Draco. Jaką to masz pilną sprawę?
- Witaj panie. Chodzi o Hermionę. Hermionę Lestrange - Black.
- Tę samą, która mnie tu sprowadziła?
- Tak. Otóż jej matka chce, aby już wstąpiła do twoich szeregów.
Właśnie gdy się z nią o to kłóciłem rzuciła na mnie to zaklęcie.
Myślę, że ona jeszcze nie jest na to gotowa, ale pomoże w planie.
Możemy wstąpić po ukończeniu szkoły?
- A więc to jest ta ważna sprawa... Dlaczego to robisz, Draco? Odpowiedz mi.
- Bo jest moją przyjaciółką.
- Tylko? - w głosie Voldemorta słychać było ironię.
- Tak.
- Ale na razie, co? Kochasz ją, prawda? - uśmiechnął się triumfalnie.
- Lorda Voldemorta nie oszukasz, chłopcze.
- Możliwe, ale jeszcze nie wiem, gubię się - wyznał blondyn.
- Tak, pierwsza miłość i te sprawy. Co tak na mnie patrzysz? Myślisz,
że skoro walczę o czystość krwi nie mogłem być zakochany? - na jego
ustach pierwszy raz odkąd Draco sięgał pamięcią zatańczył zawadiacki
uśmiech. - No nic, może kiedyś ci o tym opowiem.
- Czyli się zgadzasz, panie?
- Tak. Wstąpicie, gdy przyjdzie pora.
- A co z panią Lestrange?
- Ja to załatwię. A ty zdrowiej. I nie zmarnuj tej dziewczyny.
Czarodziej zniknął w chmurze ciemnego pyłu.

***

Pansy cicho weszła do dormitorium swojego chłopaka. On też nie spał -
czuła to. Stanęła przy jego łóżku.
- Mogę się położyć obok ciebie?
W odpowiedzi odchylił kołdrę. Panna Parkinson wślizgnęła sie i
przytuliła do jego nagiego torsu. Sypiał w samych bokserkach. Poczuła,
jak ją objął.
- Blaise?
Odpowiedziało jej ciche mruknięcie.
- Wiesz… Nie chcę, żeby tak między nami było, kłócimy się o głupoty...
- Wiem, a nie powinniśmy. Ale wiem też jeszcze jedną, bardzo ważną
rzecz. Wiesz jaką?
- Nie.
- Taką, że się kochamy i to nas nie zniszczy, ale wzmocni.
- To jak, zgoda?
- Jak zawsze, kocico - pocałował ją delikatnie.
Przez chwilę leżeli w ciszy.
- Kochanie, ale proszę, wiem, że coś się dzieje. Powiedz mi, co?
- Martwię się, po prostu.
Na tors Zabiniego kapnęła łza.
- O Draco, prawda?
- O niego, o Mionę. Widzisz sam, jaka jest sytuacja.
Chłopak trącił ją delikatnie udem.
- Myślisz o nich tak jak ja?
- Tak.
- Ale to wydaje się nierealne po prostu...
- Wiem, wiem. Ale boję się, że...
- Nie mów tego. Znam Dracona Malfoy'a i najdalej za dwa tygodnie
będzie siedział w swoim fotelu i rozkazywał. I to w pełni zdrowy.
Pansy uśmiechnęła się delikatnie.
"Oby tak było" - pomyślała.
- Mam miłą niespodziankę - szepnęła mu na ucho.
- Taa, a jaką? - pogładził jej biodro.
- Nie to, co myślisz - zaśmiała się wrednie. - McGonagall odpuściła szlaban.
- Pieprzysz!
- Nie.
- Co wymyśliłaś?
- Ja? Nic!
- No powiedz, co jej odbiło.
- Draco.
- A ja też mam wiadomość.
Niesamowity był fakt, że po zaledwie kilku godzinach mieli sobie tyle
do powiedzenia.
- Dajesz - zachęciła go Pansy.
- Gryfoni robią imprezę. A raczej chcą zrobić.
- Myślisz o tym, co ja?
- Tak.
- Kiedy planują?
- Za tydzień.
- Cudnie byłoby, gdyby Malfoy wyszedł. Wiesz, że psucie zabawy osobom
w pomarańczowo-czarnych szatach to jego hobby - uśmiechnęła się.
- Taa, i ma najlepsze pomysły.
- Pamiętasz podmienione szampony?
- Albo dziurawe sukienki?
- A mleko zamiast wódki?
Zaśmiewając się zasnęli w końcu w swoich objęciach.