wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 17 - Stara wojna wiecznie trwa

Dla wszystkich, którzy tu zaglądali i wierzyli, że nie porzuciłam bloga ;)

"Nigdy nie przerywaj swojemu wrogowi, kiedy popełnia błędy." ~ Napoleon


- Ja pier**le! Mam szukać jakiegoś mitycznego gówna, bo powiedziałem McGonagall prawdę o tym całym Ahetve - klął Malfoy.
Hermiona milczała. Wolała nie wspominać za co ona ma szlaban.
- Dlaczego my mamy szukać dla Sprout? Niech sobie wyśle swoich debilnych Puchonów, bo i tak do niczego lepszego się nie nadają - nie dawał za wygraną blondyn.
- Malfoy, ja cię proszę, zamknij się i szukaj, bo nic nie zmienisz tym bezsensownym gadaniem!
- Widzę, że ty masz ochotę chodzić teraz ze mną po tym pieprzonym lesie.
- Jak trzeba, to trzeba. Zgrywasz takiego twardziela, a boisz się zimna i ciemności?
- Chyba kpisz.
Tą wypowiedzią wjechała mu na ambicję. On, Dracon Malfoy, ma się czegoś bać? W jednej chwili poprawił posturę i zaczął szukać. Ale Zakazany Las był ogromny...

***

Tymczasem w murach Hogwartu reszta paczki wcale nie miała spokojnej nocy. Zbliżał się bowiem kolejny mecz quidditcha między Gryffindorem a Slytherinem. A Ślizgoni zawsze na parę dni przed meczem musieli trochę pownerwiać Gryfonów. Plan na właśnie tę noc był już od dawna, dlatego musieli go wykonać, licząc się z nagłą nieobecnością dwójki z nich. Ale tym razem za bardzo uwierzyli w prostolinijność uczniów Domu Lwa. Nikt nie przewidział, że może istnieć ktoś taki jak "szpieg z Gryffindoru". A istniał. Ów szpiegiem był Colin Creevey. Niski, chudy, mały, idealnie się nadawał. I także idealnie spełnił swoje zadanie. Udało mu się podsłuchać Blaise'a i Austina, dzięki czemu dowiedział się, kiedy planowany jest atak i przekazał swoim. A to miało swoje konsekwencje.
Była godzina pierwsza w nocy. Ślizgoni cicho przemykali się korytarzami Hogwartu. Gdy byli już na samym szczycie schodów prowadzących do wieży Gryffindoru, Gruba Dama otworzyła przejście. Ukazali się w nim Gryfoni. Normalnie ubrani, z różdżkami w rękach - zamierzali tym razem powalczyć.
Na czele uczniów z Domu Węża stali Blaise i Pansy.
- Poradzimy sobie z ciotami, ale wyślijcie patronusa do Black i Malfoy'a - poleciła szeptem reszcie.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy. Dzielne Gryfoniaki będą bronić swojego i tak już zhańbionego dawno temu, domku. Wzruszające - Zabini zaczął ich ulubioną, typowo ślizgońską "grę".
- Widzę, że bardzo wam to przeszkadza. Podstępem każdy głupi potrafi. Zobaczymy jak poradzicie sobie twarzą w twarz - powiedziała twardo Granger.
- Szlamy nie mają twarzy - stwierdził Goyle i zarechotał.
- Hipopotamy też nie - odparowała Gryfonka.
- Moja sowa jest warta więcej niż wy wszyscy razem wzięci - syknęła Astoria. - No chodź, Granger. Stań ze mną swoją umazaną szlamem mordą w twarz. Pokaż co potrafisz - spuściła na chwilę wzrok z jej oczu i zwróciła się do reszty Gryfonów - A wam już radzę szykować nosze dla tej pyskatej dziewczynki.
W tym momencie wychodziła cała nienawiść między domami. Wyjaśniał się też fakt, dlaczego Astoria, osoba zwykle tak miła i wrażliwa jest w Slytherinie. Każdy ze Slytherinu nienawidził Domu Lwa i był czystym złem w stosunku do jego uczniów.
- To jak? Walczycie czy walkower? - wyszczerzył zęby Flint.

***

Tymczasem para nieszczęśliwców wysłana do Zakazanego Lasu w ramach szlabanu znalazła już kwiat paproci. Po tym jak wielokrotnie błądzili, przekonali się, że zaklęcie Accio na tę cholerną roślinę nie działa, pannie Black udało się przekonać jakiegoś centaura, aby pokazał im miejsce, w którym jest obiekt ich poszukiwań. Tylko dzięki temu wracali teraz do zamku. Byli co prawda przemoknięci i przemarznięci, ale przynajmniej wiedzieli, że to już koniec. Nagle zobaczyli utkanego z księżycowych nitek kruka, lecącego prosto na nich. Draco trącił dziewczynę ramieniem.
- Patrz, mała, chwili bez nas nie wytrzymają - powiedział nonszalancko.
- Nie jestem mała. A tak w ogóle czyj to patronus?
- Milicenty Bulstrode.
- Jak ty to wszystko pamiętasz?
Ale blondyn nie zdążył już odpowiedzieć, bo kruk przysiadł na gałęzi drzewa i popatrzył na nich z góry. Rozległ się głos dziewczyny:
- Wracajcie szybko. Podstęp nie wyszedł, bo Gryfoni się przygotowali. Będzie walka.
Ptak po prostu zniknął. Hermiona złapała chłopaka za rękę i pociągnęła za sobą.
- Idziemy, Malfoy! No już. Oni pokonają tych pseudo odważniaków, ale to my ich zmiażdżymy. No szybciej!
- Nie prościej się teleportować przed Zakazany Las? Będzie bliżej.
Brązowowłosa spojrzała na niego wściekle. Pomysł był przedni, ale nie jej. Jednak się teleportowali i pognali w stronę zamku.

***

Severus Snape siedział w swoim gabinecie. Mimo późnych godzin nocnych Mistrz Eliksirów nadal skrobał coś na pergaminie. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Nauczyciel wyczuwał, że to nie jeden z uczniów. A jeśli ktoś inny przychodzi o tej porze, to zawsze wróży problemy.
- Proszę - odpowiedział chłodno.
Drzwi się uchyliły. Do pomieszczenia wślizgnęła się Narcyza Malfoy. Usiadła naprzeciw mężczyzny w czarnej pelerynie.

***

- Niezły dowcip, Zabini. Gryfoni się nigdy nie poddają. Skopiemy wam te zarozumiałe, ślizgońskie dupska. I dziś, i na meczu - warknął Weasley.
- I kto to mówi? Pewnie będziesz godnym przywódcą tego "pomarańczowego odwetu". No dalej, Ślizgoni, co tak stoicie? Wesprzyjcie naszego króla.
Uczniowie Domu Węża w mig załapali o co chodzi i wspólnie zaintonowali:
Weasley wciąż puszcza gole,
 Oczy ma pełne łez,
 Kapelusz zjadły mu mole,
 On naszym królem jest!

 Weasleya ród ze śmietnika,
 I tam jest jego kres,
 Przed kaflem zawsze umyka,
 On naszym królem jest!

- Nie przejmuj się, Ron. Dość już tego. Pokażcie, co potraficie - powiedział Wielki Harry Potter.
- Ooo, Wybraniec pociesza swojego przyjaciela, a może chłopaka, hmmm Potter? - zarechotała Pansy. - Okej, więc pokażmy.
Dziewczyna odwróciła się do tyłu, tak jakby chciała coś powiedzieć do Austina, a później gwałtownie stanęła przodem do Gryfonów.
- Expelliarmus - krzyknęła i sprytnie złapała różdżkę Pottera. - Poszło łatwiej niż myślałam, Wybrańcze!
Tymczasem panna Greengrass rzuciła zaklęcie, dzięki któremu nikt nie mógł usłyszeć tej walki. Zaczynała się bitwa o honor. Początkowo nie wszystko układało się po myśli Slytherinu. Milicenta Bulstrode z trudem odbiła drętwotę, a Adrian Pucey miał rozcięty tors. Następny ruch Gryfonów był jednak bardzo nierozważny.
- Serpensortia.
- Serpensortia.
- Serpensortia.
- Serpensortia.
- Serpensortia.
- Serpensortia.
Dało się słyszeć nieskończenie wiele tych zaklęć. Dom Minerwy McGonagall chciał poszczuć wrogów plagą węży. Ale wrogami byli przecież Ślizgoni. A połowa z nich była wężousta. Dało się słyszeć syk i gady zawróciły. Atakowały swoich stwórców. W rezultacie kilku Gryfonów skręcało się z bólu, a reszta machała różdżkami jak szaleńcy. I właśnie w tym momencie pojawiła się panna Black i Draco Malfoy.
- Ludzie! Nie znacie czegoś takiego jak czarna magia? - krzyknęła. - Usunąć te węże. Z naszymi najlepszymi przyjaciółmi się tak nie postępuje - uśmiechnęła się wrednie. - A ty możesz iść, bo się tu jeszcze wykrwawisz. Poradzimy sobie - zwróciła się do Adriana, a chłopak posłusznie odbiegł. - No to teraz się naprawdę zabawimy - przygryzła wargę. - Ale wiecie, tak na ostro.
Zobaczyła przerażone oczy Granger. Popatrzyła w nie krótko i jakby od niechcenia rzuciła w nią klątwę Cruciatus. Ruchy miała po matce.
- Już wiecie o co chodzi? - popatrzyła na swoich. - To dalej, nie stójcie tak!
I dopiero teraz rozpętało się piekło. Ucierpieli wszyscy uczniowie Domu Lwa i tylko jeden ze Slytherinu, a wszystko dlatego, że Parvati Patil niespodziewanie odbiła zaklęcie. Niestety tym nieszczęsnym uczniem była Hermiona Lestrange - Black. Dlatego mimo zwycięstwa nie odczuwano satysfakcji. Malfoy niósł ją na rękach, bo był pierwszym, który rzucił się na pomoc. Dziewczyna była nieprzytomna, bo ogólnie była silna tylko z charakteru. Gdy doszli do Pokoju Wspólnego Slytherinu przyjaciele chcieli z nią zostać, ale blondyn uparcie stwierdził, że da sobie radę. I tym oto sposobem Hermiona kolejny raz wylądowała w łóżku zimnego arystokraty. Tyle, że tym razem w zupełnie innych okolicznościach niż zwykle.

***

Młody Malfoy dobrze wiedział, że musi ocucić dziewczynę, dlatego też po prostu ją pocałował. A śpiąca księżniczka, tak jak w baśni, otworzyła oczy. Nagle zaczęła lecieć muzyka:

Budzisz mnie pocałunkiem
i kończy się zły
I kończy się zły
Sen o przyszłości...

"Dobra, to było dziwne" - pomyślał blondyn. Panna Black rozglądała się otępiała. Arystokrata dostrzegł na suficie… Irytka?
- Co ty robisz?
- To co zawsze - zarechotał duszek i zniknął, tak jakby dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
- Gdzie ja jestem? Co ty tu robisz?
- Spokojnie, po prostu cię ratuję. Normalka, co nie?
Wściekłe spojrzenie.
- Widzę Black, że już całkiem wróciłaś do siebie - uśmiechnął się szeroko niczym clown.

***

Lord Voldemort nad ranem wezwał przed swe oblicze Glizdogona.
- Nie wiem, jak to zrobisz, ale chce mieć z powrotem ludzką postać. Nie tracąc mocy oczywiście. To jest twoje zadanie. Jeśli się wykażesz, nagrodzę cię należycie. Jeśli nie, lepiej o tym nie mówić. To wielka szansa.

_________________
No i wreeeszcie jest. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda, Proszę komentujcie.
Wasza M., która wróciła ze świata nauki ;P

niedziela, 23 czerwca 2013

Ogłaszam, że oceny wystawione, wszystko gra itd. W przeciągu tygodnia skomentuję wszystkie zaległe rozdziały na innych blogach, gdyż czytałam a nie komentowałam z braku czasu. Dodam też nowy, długi rozdział na tego bloga. Mam nadzieję, że mi wybaczycie ta długa nieobecnośc.
Wasza M.