czwartek, 23 maja 2013

Rozdział 16 - "Prawda, bella?"


Pewnie częsc z was myslała, że zostawiłam bloga itp. Więc ogłaszam, że nawet mi to przez głwoę nie przeszlo,a le miałam tyle konkursów, że nie miałam czasu pisac. Mam nadzieję, że to zrozumiecie ;)
Rozdział dedykuję Carolynn za to, że jeszcze żyję <3
__________________________
Bez względu na to co te­raz myślisz, to i tak kiedyś będziesz cier­piał z po­wodu miłości.„~autor nieznany

- Jest u Laury. Koniec tematu – oświadczyła Hermiona.
- Ha! Ona jak zwykle wszystko o nim wie najlepiej! Może to tylko taka wymówka?
- Od kiedy to cię tak interesuje moje życie, Malfoy? – syknęła.
- Możecie skończyć? – przewróciła oczami Astoria. – Jak Miona mówi, że jest u Laury to ja jej wierzę.
- A ja nie. Bo jest z nim w podejrzanej zażyłości.
- Zazdrosny? – parsknęła.
- Podobno jesteśmy przyjaciółmi, Black. Więc jako twój przyjaciel chyba mam prawo wiedzieć kim w końcu jest dla ciebie Austin?
- Przyjacielem?
- Od kiedy to sypiasz z przyjaciółmi?
W tym momencie Hermiona Black straciła nad sobą panowanie. W ułamku sekundy znalazła się naprzeciw blondyna i wymierzyła mi siarczysty policzek.
- Ty mi to powiedz – powiedziała cicho. Dźwięk jej słów odbił się echem od ścian opustoszałego rano Pokoju Wspólnego Slytherinu. Na chwilę ich spojrzenia złączyły się. Myśleli o tym samym. Pozostali stali jak słupy soli. Pierwszy raz widzieli coś takiego. Pierwszy raz widzieli Dracona Malfoya obrywającego w policzek i nadal zachowującego spokój. Tak jakby Blackówna trzymała jakieś niewidzialne wodze, do których przywiązany był Malfoy. Dziwne zjawisko.

***

Profesor Minerwa McGonagall chodziła po klasie w swojej długiej, czarnej sukni, tiarze na głowie, trzymając różdżkę w ręce.
- Dziś poznamy jedną z trudniejszych gałęzi transmutacji. Trudnością będzie to, że sami nie wiecie w co chcecie zmienić dany przedmiot.
Przez twarze uczniów przebiegło zdziwienie.
McGonagall kontynuowała:
- Przedmiot, w naszym wypadku pióro, przemieniacie w coś, co jest bliskie waszemu sercu. Nawet jeśli sami o tym nie wiecie.
- Brzmi jak ballada o miłości – zironizował blondwłosy Ślizgon.
Profesorka przeszyła go lodowatym spojrzeniem.
- Prosiłam pana o komentarz, panie Malfoy? Szlaban! Proszę zostać po lekcji, omówimy szczegóły. Tymczasem wracając do tematu poznacie dziś zaklęcie Ahetve. Pozwólcie, że wam to zaprezentuję. Skierowała różdżkę na pióro leżące na jej biurku.
- Raz, dwa, trzy, Ahetve.
Pióro zmieniło się w jakieś małe pudełeczko, które szybko przetransmutowała z powrotem w pióro.
- Teraz wy. Panno Patil. Raz, dwa, trzy, Ahetve.
Parvati uniosła różdżkę.
- Raz, dwa, trzy, Ahetve.
Nic się nie stało.
Nauczycielka się zniecierpliwiła:
- Skup się. Jeszcze raz.
- Raz, dwa, trzy, Ahetve.
Pióro dziewczyny zmieniło się w jakąś starą czapkę.
- Panie Malfoy, teraz pan. Raz, dwa, trzy, Ahetve.
- Ahetve – powiedział pewnie. Zdziwił się. Przed nim leżał delikatny, srebrny łańcuszek. Nigdy wcześniej go nie widział. Za to Hermionie mało serce nie wyskoczyło z piersi. To był jej ulubiony naszyjnik.
- Panie Longbottom.
- Raz, dwa, trzy, Ahetve.
Nic.
- Raz, dwa, trzy, Ahetve.
Ślizgoni wybuchnęli śmiechem. Przed Nevillem było małe, dziecięce ubranko. Dostał je od mamy, gdy był jeszcze niemowlęciem.
McGonagall zobaczyła minę chłopaka i przetransmutowała je w pióro.
- Panno Black.
- Ahetve. Co to ku*wa jest? – krzyknęła, choć doskonale wiedziała. Zielony krawat. Należał do tego przeklętego Malfoya.
- A panna Black dołączy do pana Malfoya. Oboje szlaban – oświadczyła spokojnie Minerwa i kontynuowała lekcję.

***

- Co to ma być się pytam. To jest ważna sprawa? – Karkarow aż poczerwieniał ze złości.
Austin zasłonił Laurę i odrzekł pewnie:
- Tak. Czarny Pan pozwolił. Niech go pan dyrektor zapyta, jeśli pan nie wierzy.
Igor już miał zacząć dalej krzyczeć, ale słowa chłopaka zastanowiły go.
- Sprawdzę to smarkaczu. Jeśli kłamiesz to do końca życia nie wyjdziesz z Azkabanu!
- Nie kłamię.
- Zobaczymy.
- Zobaczymy.
***

Wielki Lord Voldemort siedział w salonie. Nagle ciemne wnętrze rozjaśnił jakby księżycowy blask. Przez okno wbiegł utkany z jasnych nici labrador. Patronus. Ale czyj?
- Panie, błagam powiedz Karkarowowi, że działałem z twoim przyzwoleniem. Przysięgam, że nie zrobiłem nic przeciwko tobie, nie bratałem się z mugolami, szlamami i zdrajcami krwi, ale on mnie zabije jeśli powiesz mu coś innego. Błagam. Wszystko ci wyjaśnię później. Młody Osgood.
Labrador ukłonił się nisko i odbiegł.
- Zastanawiające – powiedział głośno Czarny Pan.

***

Rzeczywiście. Już 5 minut później dyrektor Durmstrangu teleportował się przed rezydencję Czarnego Pana. Zaczął dobijać się do drzwi gorączkowo, jak nienormalny.
- Wpuścić – krzyknął Lord wzdychając. Miał dość gości, ale nie mógł odmówić słudze. Karkarow wbiegł zdyszany do sali.
- Przepraszam, że tak nachodzę Panie, ale nie wyobrażasz sobie, co się stało. Ten młody… – zaczął wyrzucać z siebie potok słów.
- Milcz. Wiem. I pozwoliłem. Wystarczy?
Mężczyzna wybałuszył oczy, otworzył usta, ale nie padł z nich ani jeden dźwięk.
- Oczywiście, Panie – wydukał w końcu i ukłonił się nisko.
- Wyjdź.
- Ja przepraszam, że tak…
- Wyjdź.
Karkarow posłusznie opuścił salon jak i dom. Voldemort krzyknął:
- Napisać młodemu Osgoodowi, że nic nie musi tłumaczyć.
Znowu zapadł się w fotel.

***

Blackówna najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Nawet nie spojrzała na blondyna, który uśmiechał się pod nosem. Miała ochotę go unikać do końca życia, ale niestety nie ma tak dobrze. Już po zajęciach z transmutacji musieli we dwójkę zostać w klasie.
- Zgłosicie się do pana Filcha o 20. To wszystko. Możecie już iść – oświadczyła profesorka. Draco i Hermiona spojrzeli po sobie. Odeszli. Blondyn przepuścił ją w drzwiach.

***

Hermiona siedziała na parapecie w Pokoju Wspólnym Ślizgonów i machała nogami, podczas gdy Pansy wychodziła z siebie przesłuchując biednego Austina niczym niemiecki oficer.
- Gdzieś ty był? Chcesz, żebyśmy tu zeszli na zawał?
- Nie wydaje mi się, Pansy, żeby Miona miała przed chwilą umierać – puścił oczko do dziewczyny.
- To jest już inna sytuacja! Powiesz, gdzie byłeś?
- Przecież wiesz.
- Serio?
- Serio.
- To dlaczego NAM nie powiedziałeś? – znowu zaatakowała panna Parkinson.
- Hermionie nic nie mówiłem, jeśli o to ci chodzi.
- Ale wiedziała.
- Może zna mnie lepiej? Może potrafi obserwować? Może nie udaje wielkiej przyjaciółki tylko nią jest? – powiedział spokojnie i wyszedł. W drzwiach minął się z Malfoyem.
- Szlaban, Black.
Panna Lestrange przewróciła oczami i niechętnie wstała. W drzwiach odwróciła sie jeszcze.
- Ja to bym go przeprosiła na twoim miejscu – rzuciła przez ramię i pomaszerowała przodem.
- O co znowu się wściekasz, Black?
Odwróciła się i spojrzała na niego, po czym zsunęła wzrok, jakby był czymś obrzydliwym. Poczuł się dziwnie. Uśmiechnęła się.
- Jesteś taki głupi czy tylko udajesz? Przypomnij sobie naszą ostatnią rozmowę. I nie mów do mnie „Black”, Malfoy.
- Wyluzuj.
- Wyluzuj, wyluzuj, zawsze wyluzuj! Dla ciebie całe życie to luz?
- Myślałem, że nie tylko dla mnie.
- Myślenie ci szkodzi.
Odwróciła się i poszła dalej. Dorównał jej kroku, ale nie wymienili już ani słowa aż do gabinetu Filcha. Pomieszczenie było zamknięte.
- Gdzie ten stary kretyn jest? – jęknęła.
- Pani Norris – zauważył blondyn. – Idziemy za nią.
Kotka zaprowadziła ich przed zamek.
- Spóźniliście się – zacharczał woźny.
- Przed gabinetem byliśmy punktualnie.
- Milcz, panno Black. Pójdziecie do lasu i znajdziecie kwiat paproci. Dziś jest pełnia, więc na pewno zakwitnie. Macie czas do rana. Profesor Sprout potrzebuje go na jutrzejsze zajęcia. Powodzenia – zachichotał Argus. – Na co czekacie?
Ślizgoni spojrzeli po sobie i ruszyli w stronę Zakazanego Lasu. Nie bali się. Żadne z nich. Nawet jeśli gdzieś w głębi serca czaił się strach w życiu nie przyznaliby się do tego chociażby przed samym sobą.
- Kwiat paproci, dobre nie? Zmyśla? – powiedział nonszalancko Draco.
- Nie zmyśla, Draco – odparła chłodno.
Zima tego roku była długa. Ledwie stopniał śnieg. Z nieba coś kapało. A może to z drzew, bo już wchodzili w ich pierwsze rzędy? Było zimno. Mroczno. W oddali pohukiwały sowy. Hermiona już raz tu siedziała nocą. Wtedy, z Austinem. Ale było inaczej. A może było tak samo, tylko ona tego nie zauważyła? Buty Malfoya chrzęściły po podłożu. Szedł w milczeniu. Nagle zaklął cicho – wdepnął w kałuże. Panna Lestrange uśmiechnęła się pod nosem – mimo wszystko nie był to uśmiech złośliwej satysfakcji. Draco zastanawiał się, dlaczego Hermiona idzie wraz z nim. Nie było żadnego rozkazu rozdzielania się. Jest zła, to pewne, ale się nie oddaliła. Dlaczego?

***

Lord Voldemort stał przy oknie z założonymi rękami, zaciskał pięści. Spoglądał na wszechogarniająca ciemność, spowijającą świat.
- Nie, Tom. Nie zostawię dla ciebie rodziny. Oni nie będą cierpieć przeze mnie.
- Chyba żartujesz. Oboje dobrze wiemy jak wygląda ta twoja „rodzina”. Ty go nie kochasz, on ciebie też.
- Mamy syna – powiedziała twardo.
- Kogo chcesz oszukać, bella*?
- Mamy syna. Nie zmienisz tego, Tomie Riddle.
- Nie macie i dobrze o tym wiesz. Powiedz prawdę. Powtórz to, co powiedziałaś mi 15 lat temu. Przyznaj, że nie umiesz wybaczać. Jako Pan Mroku powinienem to docenić.
- Wiesz, że nigdy nie byłam twoją zwolenniczką.
- Tak – uśmiechnął się pod nosem. – Zawsze niezależna. W pewnym sensie zawdzięczasz mi życie. Na nic nie zasługuję?
- Zabij mnie, jeśli chcesz. Na co czekasz, Tom? Co to dla ciebie? Jedno zaklęcie…
- Nie przeciągaj struny, bella*.
- Zabij mnie, Tomie Marvolo Riddle. Zabij mnie, Lordzie Voldemorcie.
- Wiesz, że cię nie skrzywdzę. Nigdy.
- Krzywdząc moją rodzinę, skrzywdzisz również i mnie.
- Kłamiesz.
- Tylko po to chciałeś się spotkać? Żeby ciągle podważać moje szczęście? Straciłeś swoją szansę, już nie pamiętasz, Tom? Zawsze tyle mówisz o tym, że jesteś wspaniały, nieomylny. A jednak się pomyliłeś…
- Tylko głupcy wierzą w puste słowa. Ty nie jesteś głupia.
- Mów jak chcesz. Nic mnie już nie obchodzisz.
- Uparta jesteś.
- Daj mi spokój, Tom. Teraz sobie przypomniałeś? Po 15 latach?
- Nie. Pamiętałem. Zawsze. I wiesz, że żałuję.
- Ja też żałuję. Wiesz czego? Że nie mogę cofnąć czasu i zmienić biegu historii. Że nie mogę nigdy cię nie poznać. Że nie mogę postąpić inaczej.
- Żałujesz, bo gdybyś mnie nie znała, nie kochałabyś mnie, prawda bella*?

* bella – wł. piękna
__________
MiSia

środa, 1 maja 2013

Rozdział 15 - "Do łóżka, Malfoy!"


Przepraszam za spóźniony rozdział, ale miałam naprawdę mega ważny powód. Uwaga zmienia regulaminu bloga. Od teraz notki nie beda pojawiac sie w piątki tylko będą sie pojawiac wtedy gdy się będa pojawiac xd.
_______________________
Dla Carolynn,
za to że znoszisz moje spóźnienia, moje żale i wszystkie negatywne rzeczy, które pochodzą ode mnie ;).

"Zaurocze­nie jest wtedy gdy nie widzisz wad , miłość jest wte­dy gdy je widzisz i po­mimo te­go je kochasz." ~autor nieznany

Jak ona się ładnie uśmiecha, gdy śpi - myślał Malfoy. W tym momencie Hermiona otworzyła oczy i czarne tęczówki również się do niego zaśmiały. Kurde no, wyglądała całkiem inaczej. Nie miała teraz tej zdecydowanej pozy, świdrującego spojrzenia i nie emanowało od niej pewnością siebie na kilometr. Nie była sobą. Dracon pochylił się i pocałował ją czule, ale nie zachłannie, lecz subtelnie. Pogładził jej czarne pukle. Prawie że miał ochotę szepnąć jej na ucho jakieś czuło słówko - jak nie on. Ale w sumie ani Malfoy nie był teraz typowym Malfoy'em ani Black nie była typową Black. Chłopak jednak szybko się opamiętał, miłość nie istnieje, sytuacja pod kontrolą i zamruczał tylko:
- Niezła jesteś, Black.
Celowo dodał "Black", trochę ją to irytowało.
- Mam imię - uniosła brew. "Stara" Black też już wróciła.
- Wiem, Black.
Pokazała mu język i odwróciła się tyłem.
- Czy ty mnie kusisz, Black? - roześmiał się i przejechał opuszkiem palca po jej nagim pośladku.
- Nie żeby coś, ale to ty mnie dotykasz, Malfoy - odparowała.
- Czuję, że przegrywam, Black - syknął.
- Tak. Uważaj, bo teraz będzie 2:1. To ty śpisz u mnie, a nie odwrotnie - powiedziała słodkim głosem.
- Skoro ci przeszkadzam... - teatralnie zaczął podnosić się z pościeli.
Złapała go za rękę.
- Czasem dobrze, jak ktoś przeszkadza.
- W czym?
- W lekcjach? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Wagary? Nie, nie, nie mogę, chyba muszę iść - zrobił słodką minkę.
- To nie prośba. To polecenie służbowe. A następne to chodź tu i mnie pocałuj!

***

Igor Karkarow westchnął ciężko.
- Austin, czy ty zupełnie zwariowałeś? - akcentował każde słowo ciężko opierając się o biurko.
- Chcę się z nią spotkać, proszę.
- Po co?
Blondwłosy chłopak przewrócił oczami. Co za debilne pytanie.
- A jak pan myśli?
- No nie mam pojęcia, jaką to masz sprawę niecierpiącą zwłoki. A może mi zaraz wyznasz, że się zakochałeś? - zaszydził.
W tym momencie Osgood miał ochotę mu po prostu przyłożyć. Ale nie zrobił tego, bo wiedział, jak należy się obchodzić z ludźmi pokroju Igora Karkarowa.
- To tajemnica - oświadczył pewnie.
- Młody, a jaką ja mam gwarancję, że nie przemycasz prochów z Nokturna?
- Pan dobrze wie, że prochy to tu są i to legalnie. Jak powiem to już nie będzie tajemnica. Poza tym, przecież pan mnie zna, więc...
- Dość - zirytował się dyrektor. - Nie zamierzam dłużej się z tobą cackać.
- Czarny Pan...
- Co Czarny Pan? Co Czarny Pan? Odczep ty się od Czarnego Pana!
- To niech mi pan pozwoli skończyć! Czarny Pan ma z tym coś wspólnego. On mnie wysłał.
- I ja mam w to uwierzyć? Że wysyła cię bez porozumienia ze mną?
- A myśli pan, że on ma czas na informowanie i-te-de?!
- Ale kazał ci się włamać?
- Tego wymagała sytuacja.
- Jaka sytuacja?
- No tajemnica. Może chce panu zrobić niespodziankę na urodziny?!
Karkarow tylko pokręcił głową.
- Niech ci będzie. Idź do niej. Masz tu klucz. Pokój 512. Masz półtorej godziny. I ani sekundy więcej! I robię to dla świętego spokoju!

***

Pansy bez skrępowania stała w drzwiach dormitorium panny Black.
- Proszę, proszę, kto by pomyślał...
- Skończ - jęknęła Hermiona. - O co chodzi?
- Kiedy ostatnio widziałaś Austina?
Zmarszczyła brwi.
- Na śniadaniu chyba, a co?
- A ty, Draco?
- Nie wiem, Boże! Też chyba na śniadaniu. 
- Skup się.
- Po co to przesłuchanie, Pansy?
- Bo wszyscy go ostatnio widzieli na śniadaniu. Nie ma go - oświadczyła.
- Jezu, czy tu zawsze ktoś musi robić afery, mieć problemy sercowe albo ku*wa znikać? - wściekł się Malfoy.
- Dobrze, że z tobą nie ma żadnych problemów. Hermi, idziesz?
- Tak. Jasne.
- Czekam w Pokoju Wspólnym.
Tymczasem blondyn zmierzył pannę Parkinson spojrzeniem, którego nie powstydziłby się sam Lord Voldemort.

***

Voldemort powiedział spokojnie:
- Więc mam rozumieć, że kwestionujesz moją decyzję, Bellatrix?
- Nie, skąd, Panie.
- To o co chodzi?
- Nie chcesz, żeby moja córka cię wspierała?
- Wspiera mnie, Bello. Możesz być z niej dumna.
- Ale oficjalnie?
- Po co oficjalnie? Pomaga więcej niż wielu "oficjalnych". Ja to wiem, ty to wiesz, to wystarczy.
- Ale Panie...
- Milcz i wyjdź. Decyzja podjęta. Hermiona Lestrange - Black i Dracon Malfoy zdobędą dla mnie ten puchar.

***

Austin szybko opuścił gabinet Igora Karkarowa. Nie znał zamku Durmstrang, więc wydawało mu się, że nigdy nie znajdzie tego pokoju i że biegnie już wieki, choć w rzeczywistości trwało to niecałe 5 minut. Gdy wreszcie dotarł pod ciężkie, dębowe drzwi nerwowo otworzył je kluczem. Laura zerwała się z parapetu i stanęła jak wryta. Przez jej twarz przeleciało kilkanaście uczuć w przeciągu ułamka sekundy. Zaskoczenie, ulga, radość. Blondyn w mgnieniu oka objął ją mocno i pocałował.
- Austin! Co ty tu robisz?
- Później pogadamy, skarbie - szepnął i zaczął ją całować, nogą zamykając drzwi. Wplótł dłoń w jej blond włosy, a drugą przycisnął do siebie w talii. Całował ją tak jak jeszcze nigdy wcześniej, z niespotykaną mocą. Ona to odwzajemniała. W końcu nie wytrzymał i dotknął jej tyłka. Chwycił ją trzymając za pupę i posadził na biurku. Czuł jej dłonie na swoim karku. Jednym ruchem zdarł z niej bluzkę i rozpiął stanik. Ona też nie próżnowała i rzuciła na podłogę zieloną koszulę blondyna. Rozpiął jej jeansy, pozwalają by ona uporała się z zamkiem jego spodni. I dalej samo się potoczyło...

***

Malfoy tak się wkurzył, że opróżnił połowę braku z ognistą. Godzinę później wszedł do Pokoju Wspólnego kompletnie zalany.
- Malfoy, jesteś kompletnym idiotą! - krzyknęły razem Hermiona i Pansy.
- Tak. Macie rację. To ja znikam bez słowa, o mnie wszyscy się martwią, ja jestem idiotą - wybełkotał.
- Malfoy - panna Black spojrzała na niego z litością. - Chodź.
- A gdzie? - uśmiechnął się po swojemu.
- Idziemy, Malfoy! Już. I się głupio nie pytaj. Jest 10 rano, a ty wyglądasz jak po melanżu.
- Coś ty taka opiekuńcza?
- Do łóżka, Malfoy!!!

***

Durmstrang. Sprawdzanie obecności.
- Agnes Skywater?
- Jest!
- Miranda Krum?
- Jest!
- Laura McLaggen?
Wszyscy się rozglądają.
- Jest tutaj Laura McLaggen?
- Nie!
- Nie przerywajmy, panno Bloos, ja to załatwię - Karkarow wyszedł z sali i skierował się w stronę pokoju 512. To musiało mieć jakiś związek z tym przeklętym młodym Osgoodem. Otworzył drzwi zaklęciem.
- To miała być ta tajemnicza ważna sprawa?! - ryknął Karkarow na pół zamku.