poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział 23 - Chwila zapomnienia

Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Ten jest nieco dłuższy, aby jakos wam to wynagrodzic. Nie pisałam, bo mój kolega miał (i ma) problem z narkotykami, a ja juz taka jestem, że jeśli ktoś bliski ma problem, to i ja. Mam nadzieję, że rozumiecie tę sytuację :).
_____________________________
"Doświadczenia jak palce rzeźbiarza nadają kształt naszemu wnętrzu."

Milczał przez chwilę, przyglądając się jej. Wyraźnie widział jedynie jej włosy w kolorze jasnego blondu i zapalonego papierosa.
- Cześć - odpowiedział, zupełnie zbity z tropu. W jego głosie słychać było duże zaskoczenie.
- Zastanawiasz się, co tu robię? - zapytała, jakby czytała mu w myślach.
Draco Malfoy w kilka sekund się zreflektował. Odzyskał pewność siebie i odparł pewnie, z seksownym akcentem:
- Więc...co tu robisz?
- Lubię czasem odwiedzać znajomych. Szczególnie dobrych znajomych - mruknęła i zgasiła papierosa.
- Widzę, że masz niezłą intuicję.
- Albo dobre źródło informacji. Albo... i to, i to.
Dało się słyszeć stukot jej obcasów. Przeszła kilka kroków i stanęła przed nim. Czuł jej oddech na swojej szyi.
- Nie przywitasz się ze mną? Zdaje się, że mamy sporo do nadrobienia, Draco.
Przejechał palcem po jej policzku.
- Cześć - zamruczał tuż nad jej uchem.
- Bez whisky jesteś taki... delikatny - stwierdziła z ironią. - Mam ją w torbie, jeśli chcesz.
Blondyn chciał zaprotestować i położył dłonie na jej talii.
- Ale chyba przyszedłeś tu czegoś szukać? Może... - schyliła się wypinając zgrabny tyłek i podniosła z podłogi opasły tom - ...tego?
Wziął od niej księgę, ale w głowie miał co innego. Katherina uraziła jego dumę. Nazwała go delikatnym. I jego głównym celem stało się teraz przekonanie jej, że jest odwrotnie.
- Dzięki - rzucił książkę na jakąś półkę - kocie - wplótł dłoń w jej włosy i pocałował namiętnie.
Odwzajemniła pocałunek i dotknęła przez koszulkę jego umięśnionego torsu. Nachyliła się nad jego karkiem i szepnęła:
- Chyba nikt już tutaj nie przyjdzie o tej porze?
- Nie. Tylko ty masz takie pomysły - roześmiał się Ślizgon.
- Nietypowe, ale dobre, co? - uniosła brwi.
- Nie zaprzeczę - Malfoy włożył dłonie pod jej skórzaną kurtkę i bawił się cekinami przy dekolcie.
- Ostatnio mi uciekłeś, skarbie. Dzisiaj ci na to nie pozwolę - uśmiechnęła się z nutką zadowolenia i dosłownie wskoczyła na niego. Zaplotła nogi wokół jego bioder, a ręce wokół szyi.
Nie czekając na pozwolenie Draco zaczął ją podtrzymywać za pośladki i odpowiadał na jej pocałunki. Jej dłonie z zawrotną szybkością wędrowały po jego ciele. Chłopak przeszedł kilka kroków i posadził ją na najbliższym stoliku. Wieżę oświecało jedynie kilka gwiazd, bo reszta schowała się za chmurami. Pozwoliła mu ściągnąć z siebie kurtkę, zaraz potem bluzkę. Ona też nie próżnowała. Zdarła z niego koszulkę i jeździła długimi paznokciami po jego umięśnionej klatce piersiowej. Dokładnie tak, jak to robiła Hermiona, ale on nawet w ułamku sekundy o tym nie pomyślał. Czarne, poszarpane rurki z trudem zdjął, bo przeszkadzały mu w tym jej wysokie buty. Katherina szybko zsunęła jego jeansy. Blondyn wtulił się w nią i całował jej szyję, bawiąc się zapięciem stanika. Udało mu się go rozpiąć i dotknął jej piersi zimnymi dłońmi tak, że przeszły ją dreszcze. Wyczuł, że sutki natychmiast jej zesztywniały. Nie chciał dłużej czekać. Zsunął jej czarne stringi, a ona jego bokserki i wszedł w nią z mocą.


***
Tymczasem panna Black wzięła gorącą kąpiel. Zaniepokojona, że Draco dalej się nie pojawił, wyszła ze swojego dormitorium w kusej piżamie. Ale jego pokój też świecił pustką. Przestraszyła się i pobiegła na wieżę astronomiczną. Gdy pokonała większość schodków, usłyszała jakiś jęk. Serce prawie jej stanęło. Bała się, że coś się stało. Wbiegła szybko na samą górę i stanęła w drzwiach. Znieruchomiała. Zobaczyła tam jego... i ją. Zobaczyła ich. Ale oni jej nie widzieli. Zbyt byli zajęci sobą. Katherina jęczała, a blondyn poruszał się w niej i bawił się jej piersiami. Hermiona z pewnym zadowoleniem zauważyła, że jej kuzynka posiada o wiele mniejsze niż jej własne. Ale mimo to czuła się, jakby ktoś rozcinał jej serce żyletką, tak jak ona pocięła Jay'a. Patrzyła z bólem w oczach na ich ruchy, na to, jak Draco błądzi po ciele dziewczyny, jak całuje jej usta. Niby wiedziała jaki jest, sama była taka sama. W końcu tiara przydziału wybrała dla nich dom Salazara Slytherina, ale mimo to teraz czuła się dziwnie, źle. Oczy piekły ją niemiłosiernie od łez, które starała się pohamować. Odwróciła się nagle i zbiegła po schodach, nie zważając na to, że mogą ją usłyszeć. Zatrzymała się dopiero na dziedzińcu, przy pomniku. Noc podczas wczesnej wiosny była bardzo chłodna. Jednak jej ból wewnętrzny był tak mocny, że tego nie czuła.
- Nie jest ci zimno, mała? - usłyszała za sobą.
Odwróciła się gwałtownie.
- Mała to jest twoja pała, Nott - warknęła piorunując go wzrokiem. Nie przeszkadzało jej, gdy Draco tak do niej mówił, ale to był Draco....
- Ostra jesteś - podszedł do niej. - Lubię to.
- Masz dwie sekundy, żeby uciec!
- Ale ja wcale nie chcę przed tobą uciekać, kocico! Skoro już tu jesteśmy, ty i ja... - zachęcająco uniósł brwi.
- To co?!
- Nie udawaj, że nie wiesz. Ze mną jeszcze nie spałaś. Nie chcesz mnie przetestować?
- Nie! - ryknęła i zamachnęła się.
Pierwszy raz nie pragnęła swoistej zemsty na Malfoy'u i nie przystała na tę propozycję. Bo nie chciała sie odegrać, choć zawsze to robiła. Niby nie byli razem, ale to robiła. Zawsze. A teraz było inaczej.
- Ty su*o! - złapał jej nadgarstek w locie. Był szybszy. Popełnił jednak bardzo duży błąd. Już i tak była wściekła, a on rozwścieczył ją jeszcze bardziej. W mgnieniu oka wymierzyła mu cios prosto w jądra. Oniemiały z bólu puścił jej rękę, a wtedy dołożyła jeszcze jeden w twarz i odbiegła. Trzasnęła drzwiami od swojego dormitorium. Wyczerpana przeżyciami padła na łóżko i po prostu zaczęła płakać. Jak bezbronne dziecko, którego nie miał kto pocieszyć. Moczyła łzami poduszkę, a twarz miała pobrudzoną spływającym makijażem. Z pokoju obok, od Astorii dało się słyszeć dźwięk piosenki:

Miałeś być przy niej
miałeś być na każdy znak
takiej dziewczynie
do nóg się rzuca cały świat
na każdą chwilę miałeś jej przynieść
powietrza przejrzystego smak
każdym oddechem woła o Ciebie
i tylko Ty nie widzisz jak...
Głęboko w środku gdzieś
i choć bez śladu łez
i oczy nie poznały nigdy, mnie
głęboko w środku tam
otwiera Cię swój świat
otwiera wszystko to, co w sercu ma
Miałeś być przy niej
pilnować czy nie gubi się
silnym ramieniem, siłą miałeś być
żeby mogła czerpać z niej
na każdą chwilę jesteś jej winien
Niebo z dostawą pod jej dach
każdym oddechem woła o Ciebie
i tylko Ty nie widzisz jak
Głęboko w środku gdzieś
i choć bez śladu łez
i oczy nie poznały nigdy, mnie,
głęboko w środku tam
otwiera Cię swój świat
otwiera wszystko to, co w sercu ma 

Hermiona nawet nie miała siły wyciszyć pokoju. Leżała bezwładnie, wyczerpana płaczem. W końcu zasnęła.

***
Nastawał świt. Wyprostowana blondwłosa kobieta stała już nienagannie ubrana przy oknie i obserwowała wschodzące słońce. Nowy dzień. Nowe życie. Podjęła już decyzję. W przedpokoju czekały spakowane walizki.
Lucjusz Malfoy obudził się, wstał i powoli wszedł do kuchni.
- Co tu sie dzieje? - zapytał ostro.
- Wyjeżdżam. Zostawiam ci wszystko.
- Co?! - ryknął.
- Nie oszukujmy się. Nigdy nie byliśmy naprawdę szczęśliwi - zdobyła się na wymuszony uśmiech.
- Gdzie idziesz? - zapytał nieco spokojniej.
- Wiesz, Lucjuszu, jest takie przysłowie "Stara miłość nie rdzewieje".
- Ty ku*wo! - blondyn zamachnął się różdżką. - Avada...!
Ale kobieta była szybsza. Z niezwykłą łatwością nie tylko odbiła zaklęcie, ale również odepchnęła go w kąt pomieszczenia. Rzucił jej zarazem przerażone i pytające spojrzenie.
- Połączyliśmy moce. Bardzo wiele lat temu. Jeszcze zanim cię poznałam - wyjaśniła mu. Bardzo dziwiło jej opanowanie nawet w takiej sytuacji. Władała tak potężną mocą, potrafiła walczyć, postawić na swoim, a mimo to była prawdziwą damą.
- Tak po prostu zostawisz to wszystko? - Malfoy podniósł się z podłogi i popatrzył jej w oczy. - Zostawiasz nasz dom?
Prychnęła.
- Nazywasz to domem?
- Przeżyliśmy tu wiele lat.
- Tak. I to wystarczy. To koniec. Też sobie kogoś znajdziesz. Kogoś, kogo naprawdę będziesz kochał.
- Twierdzisz, że ciebie nie kochałem?
- Nie. Kochałeś. Kiedyś. Teraz już nie. Ta rozmowa nie ma sensu.
- A co z Draco?
- Ma prawie siedemnaście lat. On postąpi tak, jak zechce.
Po tych słowach wyszła z kuchni, wzięła do rąk ciężkie walizy i teleportowała się. Wraz z nią z Malfoy Manor zniknęły resztki optymizmu i namiastka szczęścia. Zrezygnowany Lucjusz przeszedł się po pustym domu i czegoś mu brakowało. Ale wiedział, że miała rację. Nie kochali się. To było coś, co można nazwać przywiązaniem.

***
Narcyza Malfoy wylądowała przed rezydencją Lorda Voldemorta. Zapukała różdżką do drzwi. Czarny Pan we własnej osobie otworzył błyskawicznie. Na jego twarzy najpierw pojawiło się zaskoczenie, a zaraz potem... czyste szczęście. Coś niezwykłego. Niespotykanego. Największy czarnoksiężnik w historii z uśmiechem na twarzy, rozpościerający ramiona. Ale szorstki głos szybko sprowadził go na ziemię:
- Nie dotykaj mnie.
Twarz mężczyzny spoważniała.
- Nie wracasz?
- Wracam.
- Ale przecież wiesz, czego od ciebie oczekuję.
- Tak - potwierdziła.
- Więc o co chodzi, kochanie?
- Nie kocham cię.
- Co?! - krzyknął.
- Nie kocham Lorda Voldemorta - oświadczyła twardo, a po chwili ciszy kontynuowała. - Kocham Toma Riddle'a i do niego wróciłam. Chcę z nim być.
- Naprawdę mnie do tego zmuszasz?
- Taka była umowa. W obecnej postaci brzydzę się ciebie - z niesmakiem wykrzywiła usta.
Przez jego oblicze przebiegło coś w rodzaju smutku.
- Będzie jak chcesz. Wejdź, bella**. Wezmę to - chwycił jej walizki i przepuścił ją pierwszą przez drzwi. Wnętrze było takie ponure, zimne, jakby pozbawione życia. Wiedziała, że dopiero z jej przybyciem ma się to zmienić. Usiadła w skórzanym fotelu.
- Skrzaty zaniosły walizki do twojego pokoju. Tymczasowego. Wszystko ci przygotuję. Czuj się jak u siebie. Jesteś u siebie. Nie będę tracił czasu. Idę... to zrobić.
Deportował się w mgnieniu oka, a ona została sama. Poprosiła o herbatę. Myślała nad swoim życiem. Była pewna, że teraz podjęła naprawdę słuszną decyzję, Bo chyba każdy zasługuje na odrobinę szczęścia?

_______________________________
* Monika Brodka - Miałeś być przy niej
** bella - wł. piękna

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 22 - Zemsta najlepiej smakuje na zimno

Dziękuję za wszystkie komentarze (jeden tutaj -,-) Tylko dzięki nim mam motywację do pisania. I dlatego właśnie wrzucam Wam ROZDZIAŁ NIESPODZIANKĘ, żeby osłodzic początek szkoły :).
__________________________________
"Dojrzewam do miłości w pustce samotności" - autor nieznany

Draco Malfoy obudził się całkowicie. Był słaby, ale była pewność, że przeżyje, że nie utraci pamięci. Rozmawiał, uśmiechał się, niby wszystko normalnie, ale jednak... Dręczyło go coś. Malfoyowie zawsze mieli swoją dumę i swój honor, rzeczy nieskazitelne. A on pozwolił Jay'owi splamić swój honor, skompromitował się w oczach dziewczyny. Po prostu przegrał. Przegrał walkę o nią, ale dalej była przy nim. Mało tego, powiedziała mu, że nieźle podrapała twarz Jay'a - tego wygranego. Młody blondyn miał w tej chwili ją, mimo że rzekomo ją stracił. "Ale przecież ona nie jest rzeczą i może sama wybrać" - myślał. I wybrała jego. A skąd u Ślizgona była ta pewność, że ją ma? Stąd, że to powiedziała. Pewnie myślała, że jej nie usłyszał. A może recytowała pod wpływem emocji, bo chciała, żeby się obudził? Może kocha go jako przyjaciela? Ale kocha... Popatrzył na nią i uśmiechnął się mimowolnie. Właśnie otwierała jogurt, upierając się, że Draco musi coś zjeść. Miał wrażenie, że jej ciemno brązowe źrenice cały czas pozostawały czujne. Przypomniał sobie swój wcześniejszy pobyt w szpitalu, raczej w Skrzydle Szpitalnym w Hogwarcie, ale jednak. Wtedy ona też była przy nim. Stwierdził, że cały czas wychodzi na totalnego idiotę i mięczaka. No i dziwił się, że w ogóle może myśleć, bo głowa go strasznie bolała. Nie prosił jednak o nic przeciwbólowego, bo postanowił być twardy i ratować resztki swej arystokratycznej dumy. A myślał i to intensywnie. O sobie, o niej, o nich...

A Hermiona również przyglądała mu się i snuła przypuszczenia. Zastanawiała się, czy słyszał jej słowa i czy te słowa były w ogóle prawdziwe. Gubiła się we własnych uczuciach i już naprawdę nie wiedziała co robić. Więc opiekowała się chłopakiem, czekając, co będzie dalej, co przyniesie los i co wykombinuje jej ukochana kuzyneczka. Bo panna Black po prostu czuła gdzieś w kościach, że to nie koniec, że Katherina nie odpuściła, że dopiero się rozkręca. Taka już była - zawsze pragnęła tego, czego nie miała.


***

Astoria, Pansy, Blaise i Austin wrócili do Hogwartu. Ale już tego samego dnia późnym popołudniem z powrotem udali się do Londynu, do szpitala. Miny mieli niestety nietęgie. Nie lubili owijać w bawełnę.

- Gadaliśmy ze Snapem - oświadczył Zabini już od progu sali blondyna.

- W sprawie wymiany - dopowiedziała Astoria.
- I? - Hermiona uniosła brwi.
- Pojedzie czwórka z nas - oznajmiła panna Parkinson.
Zapadła cisza. Pojedzie czwórka, czyli dwójka musi zostać w Hogwarcie.

- Ja i Malfoy zostaniemy. Lepiej dla niego... - zaczęła Blackówna.

- Ej - jęknął Draco.
Dziewczyna przewróciła oczami.

- Tak, zostajemy. Nie myśl, że wyleczysz się w tydzień.

Mruknął coś pod nosem i podał rękę Blaisowi i Austinowi. Wtedy do sali wszedł lekarz, który go operował:

- Panno Black, jeśli pani przypilnuje pana Malfoy'a, żeby był grzeczny - puścił oko - to wypiszę go za dwa dni. Ale jednak będzie pan musiał przez pewien czas uważać.

Wyszedł.

- Słyszałeś?

Kiwnął głowa, uśmiechając się delikatnie. I dopiero wtedy do jego obolałej czaszki wpadła myśl, że pomysł Hermiony nie jest jednak taki głupi, jak mu się wydawał. Z jednej strony wspaniałomyślnie ustępują, ale za to z drugiej zostaną we dwoje w zamku. Nie licząc ogromnej ilości pozostałych uczniów, ale wiadomo, że z braku innego wyjścia będą spędzać sporo czasu razem. I zaczął się zastanawiać, czy wymyśliła to specjalnie, aby z nim zostać, czy się naprawdę martwi o jego zdrowie A może i to i to?


***

Średniego wzrostu blondynka weszła do rezydencji Czarnego Pana.

- Znowu chcesz mi grozić, Tom?

- Nie. Ale moje ostatnie słowa są nadal aktualne. Chcę ci jednak ułatwić decyzję.

Powątpiewająco uniosła brew.
- Wrócę do ludzkiej postaci. Do tamtej, dawnej postaci. Pamiętasz? - spojrzał na nią.
Mimowolnie kiwnęła głową. Jednak szybko się otrząsnęła.
- Tylko mi nie mów, że będzie tak jak dawniej, bo cię wyśmieję.
- Nie przesadzaj! - krzyknął. Lord Voldemort nienawidził, gdy ktoś z niego kpił. - Lepiej niż dawniej.
- Ciekawe, co na to twoi śmierciożercy. Oni służą Lordowi Voldemortowi, a nie Tomowi Riddle.

- Nie. Oni służą mnie. I będą musieli to zaakceptować. Nie będą mieli wyboru - wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu.

- Dalej się zastanawiasz? - nie dowierzał.

- Tak. Dałeś mi tydzień i wcześniej odwiedzi nie poznasz - oświadczyła stanowczo.

- Jak sobie życzysz, bella.*


***

Dracon Malfoy cały czas przyglądał się dziewczynie, która siedziała obok jego łóżka i opuszkiem palca wskazującego kreśliła różne wzorki na jego torsie. Nagle przyszło mu coś do głowy. I ten pomysł wydawał mu się tak absolutnie wspaniały, że postanowił od razu go zrealizować.

- Black?
- Mam imię, Malfoy.
- Mionka? - sam siebie zaskoczył tym zdrobnieniem.

- Hmmm...?

- Idziesz z kimś na bal? - zapytał.
- Tak.
- Z kim? - warknął zaskoczony.
- Jak myślisz?

Przewrócił oczami i zrobił zacięta minę. To on próbuje wysilić się na romantyczność, jakoś jej podziękować, że przy nim jest, a ona idzie sobie na bal z jakimś kretynem i jeszcze się z nim droczy w najlepsze!

- Z Austinem?
- Nie. Blisko.
- No chyba nie z Zabinim!

- Jeszcze bliżej! - uśmiechnęła się słodko.

Rozłożył bezradnie ręce.
- Z tobą, głupku - uśmiechnęła się.
Mimika jego twarzy diametralnie sie zmieniła. W tych stalowych oczach już nie było złośliwych błysków. Jedynie delikatne iskierki zaskoczenia i szczęścia. Przyciągnął ją troszkę bliżej siebie.
- Taaak? - zapytał.

W odpowiedzi pocałowała go w policzek i w szyję. Wyraźnie wyczuwała u niego kilkudniowy zarost, ale dzięki niemu był jeszcze bardziej seksowny niż zwykle. Dziewczyna chciała jak zawsze wsunąć rękę w jego blond czuprynę, ale jego głowa była w dalszym ciągu owinięta bandażem. Wobec tego tylko delikatnie pogładziła jego policzek. Lubiła patrzeć jak jego wargi drgają w lekkim uśmiechu. I jej serce od nowa zaczynało toczyć wojnę z rozumem. Bo... czy tak zachowują się przyjaciele? Czy przyjaciele sypiają ze sobą? I czy świetna przyjaźń damsko - męska istnieje?


***

Przez następne dwa dni panna Lestrange pilnowała, żeby Malfoy stosował się do wszystkich zaleceń lekarza. I dzięki temu zgodnie z obietnicą został wypisany. Oczywiście z zaleceniem, żeby się nie przemęczać. Ślizgon cały czas twierdził, że wygląda jak debil z bandażem na głowie, ale Hermiona całkowicie to ignorowała i zaprowadziła go do wyjścia, gdzie już czekali ich przyjaciele. Nagle dziewczyna wzdrygnęła się, tak jakby coś zobaczyła.

- Jedźcie do mieszkania, wrócę za godzinę - wydała stanowcze polecenie i nie czekając na odpowiedź deportowała się szybko. Wylądowała w wąskiej uliczce. Zgodnie z jej przewidywaniem za kilka minut pojawił się tam pewien człowiek. Rzuciła w pośpiechu zaklęcia wyciszające i niewidoczności tego miejsca.

- Witam, witam, cóż za spotkanie - bardziej przypominało to syk węża niż ludzką mowę. Jak głodny boa dusiciel czekający na swą ofiarę.

- O, cześć Hermiona.

- Co ku*wa?! - krzyknęła.
Rzuciła zaklęciem w jakiś budynek, z którego posypał się gruz. Rozległ się huk. Chłopak wytrzeszczył oczy, nie miał pojęcia, co się dzieje. Pierwszy raz w życiu to widział. Okrążyła go na palcach. Znieruchomiał ze strachu.

- Chyba nie powiesz mi, że nie wiesz, o co mi chodzi, hmm…? Nie pamiętasz imprezy? Nie pamiętasz tego blondyna, z którym tak dzielnie walczyłeś, Jay? - syczała cicho.

- Obroniłem cię.
Rozległo się plaśnięcie. Jay złapał się za policzek.

- To mój przyjaciel. Mogłeś go zabić, kretynie! Teraz ja wykończę ciebie - syknęła poprawiając włosy różdżką.

- Co? Nie....
- Serpensortia.

Ogromny wąż go przewrócił, ale chłopak szybko sie podniósł. Machnęła różdżką i wyczarowała niezliczoną ilość grubych czarnych więzów, które spętały go. Jednak ona panowała nad każdym jednym. Przygwoździły go do podłogi. Kucnęła nad nim i aż zwęziła oczy z nienawiści. Następnie rzuciła jakieś niewerbalne zaklęcie, które sprawiało, że wygląd jej różdżki się nie zmieniał, ale każde choćby muśnięcie nią powodowało nacięcia, jakby nożem. Jedno, drugie, trzecie cięcie - krew płynęła z jego torsu, a chłopak wrzeszczał rozpaczliwie, ale nikt go nie słyszał. Czwarte, piąte, szóste, siódme - nogi przypominały krwiste fontanny. Ósme, dziewiąte, dziesiąte - na jego twarzy widniały głębokie szramy. Wykrwawiał się. Panna Black miała to po matce - lubiła pobawić się ofiarą zanim ją pożarła. Stanęła nad chłopakiem i powiedziała tonem jakby zapowiadała pogodę:

- Należało ci się, Jay.

Następnie popatrzyła na węża i szepnęła:

- Zabij.

I lekkim krokiem opuściła uliczkę zostawiając jego doszczętnie zmasakrowane ciało, którego nikt już nie znajdzie, bo na miejsce zbrodni osobiście rzuciła czar.


***


Malfoy, Hermiona, Zabini, Osgood, panna Parkinson i Astoria wreszcie wrócili do Hogwartu "na stałe". Wpadli w normalny rytm lekcji z tym, że panna Black cały czas "miała oko" na Draco. Chodziła z nim cały czas, aż do następnego dnia. Późnym wieczorem wrócili z wieży astronomicznej, kiedy blondyn odkrył, że zapomniał podręcznika i postanowił po niego wrócić. Gdy tylko wszedł, poczuł dziwny zapach - jakby mieszaninę świeżej trawy i dymu papierosowego. Zaczął szukać swojej książki. Pośród teleskopów, map nieba, różnych innych urządzeń i ksiąg. Nagle usłyszał za sobą:

- Szukasz czegoś?

Odwrócił się gwałtownie. Stała i opierała się o barierkę. Od razu ją poznał. To była ona. Skórzana kurtka, bluzka z dekoltem, poszarpane czarne rurki i wysokie czarne buty. No i oczywiście włosy w kolorze tlenionego blondu. Stała nonszalancko i paliła papierosa, zaciągając się i wypuszczając dym przez usta. Katherina. Na wieży było cicho. Spojrzał na nią poprzez ciemność nocy i oczekiwał na to, co nastąpi.

- Cześć - powiedziała jedynie z seksownym akcentem i znów dmuchnęła dymem tytoniowym.

*bella - wł. piękna