czytasz = komentujesz
__________________________________________________
„Zagubiony w labiryncie myśli, szukam tej drogi, która wydaje się być
właściwą.” ~ autor nieznany
właściwą.” ~ autor nieznany
Draco i Hermiona siedzieli na trybunie Slytherinu. Nagle blondyn podniósł się.
- Gdzie idziesz? – jej brwi uniosły się ku górze.
- Do szatni. No co, kapitanem jestem. Zaraz wrócę – uśmiechnął się.
Popatrzyła na niego podejrzliwie, ale on już pobiegł. Wszedł bocznym
wejściem i szybko założył swój strój. Jego miotła czekała na niego -
jak zawsze. Chwycił ją i szybko wszedł do głównego holu, gdzie
zawodnicy wymieniali ostatnie komentarze przed meczem. Zabini
wydzierał się tak, jak to miał w zwyczaju młody Malfoy. Dawał do
zrozumienia, że przegrana z Gryffindorem nie wchodzi w grę. Wszyscy
oprócz Blaise’a byli odwróceni plecami do Dracona, dlatego ten
pierwszy krzyknął:
- Malfoy?!
- Malfoy, Malfoy!
- Co to ma znaczyć do ch*ja?
- Że idziemy i mamy wygrać ten mecz, jasne?! – krzyknął.
- Przecież nie możesz grać Draco, opamiętaj się – powiedziała twardo
Milicenta Bulstrode.
- A kto tu jest kapitanem?! – zapytał retorycznie blondyn. – Ja! I ja
mówię, że gram, rozumiecie?! Nott, out – rzucił szorstko.
W tej samej chwili otworzyły się wrota szatni.
- Stary, wiesz, że Miona cię zaj*bie? – rzucił mu ostrzegawcze
spojrzenie przyjaciel, siadając na miotłę.
- Będę musiał to przeżyć – uśmiechnął się słodko arystokrata.
Zabini dobrze wiedział, że panna Black zabije ich oboje, ale nie było
czasu na kłótnie z Draco. Wzbili się w powietrze. Tymczasem panna
Lestrange była pewna, że blondyn zaraz wróci. Myślała, że chce zostać
z drużyną do pierwszego gwizdka.
- Gdzie Draco? – zainteresowała się Pansy, siadając obok niej.
- Poszedł do szatni. Zaraz przyjdzie.
- Kto komentuje?
- Ernie Macmillan.
- Uwaga! Witam was na półfinałowym spotkaniu quidditcha. Dziś zmierzą
się dwa wiecznie rywalizujące domy. Slytherin i Gryffindor. Gryffindor
i Slytherin – z zapałem relacjonował chłopak. – Ślizgoni już wlatują
na boisko! Oto ich skład: w bramce niezawodny Blaise Zabini, w ataku
ściągający Marcus Flint, Milicenta Bulstrode i Adrian Pucey, jako
pałkarze Vincente Crabbe i Gregory Goyle, a rolę szukającego
Slytherinu przejmie Theodor…, co? – urwał nagle Puchon. – Ku
zaskoczeniu wszystkich szukający nie zostanie zastąpiony i jest nim
Dracon Malfoy – dodał nieco skołowany Ernie.
- Co?! Jak on mógł? – Hermiona spojrzała wściekle na blondyna. Miał
jeszcze kilka niezagojonych ran.
- Musiałem, przepraszam – usłyszała szept nad uchem. To Malfoy
przemknął jak strzała obok jej głowy.
- Są już Gryfoni – komentator odzyskał wigor. – W bramce Oliver Wood,
ścigające Angelina Johnson, Katie Bell i Alicja Spinnet, pałkarze Fred
i George Weasley i oczywiście szukający Harry Potter. Pani Hooch
wychodzi na boisko, aby rozpocząć mecz.
Rzeczywiście ostrzyżona na jeżyka blondynka szybkim krokiem zmierzała
w kierunku środka pola gry.
- To ma być ładna i czysta gra. Do wszystkich mówię – powiedziała
ostro. Po tych słowach rzuciła piłkę w górę.
- Kafel poszedł w górę i ruszyli! – krzyknął Puchon. – Bulstrode ma
kafla, podaje do Flinta. Strzał, ale jakże fantastycznie broni Wood.
Teraz atak Gryfonów. Angelina Johnson do Katie Bell. Flint i Bulstrode
otaczają ścigającą. Nad nią leci Vincente Crabbe. I tak, udało się!
Ślizgoni odebrali kafla. Flint leci w kierunku pętli Gryfonów. Taaaaak! Wspaniale zakończona kontra! 10 punktów dla Slytherinu!
Dało się słyszeć entuzjastyczne krzyki Ślizgonów.
- Co to? Szukający Domu Lwa ruszył z miejsca, ale Draco Malfoy nadal
spokojnie pozostaje na swoim. Przewrót Malfoy’a! Tymczasem Gryfoni
wyrównują strzałem Alicji Spinnet! Malfoy pędzi, a po plecach dyszy mu
Potter. Obaj chyba widzą złotego znicza. Potrącają się. Widać wyraźnie
tę złośliwość i niechęć do siebie w tej rywalizacji.
- Macmillan! – upomniała go McGonagall.
- Gryfoni strzelają druga bramkę i wychodzą na prowadzenie! Co się
dzieje z Zabinim? Ale nasi szukający cały czas gnają po boisku. Malfoy
wyciąga się na swoim Nimbusie 2005. Nieeeee. Leci w dół, chyba stracił
panowanie nad miotłą. Ale Potter rozgląda się. Jest zupełnie
zdezorientowany. Znicz zniknął. Draco spadł, Ślizgon krzywi się z
bólu. Wyciaga rękę iiii… taaaaak! Draco Malfoy złapał złotego znicza!
Slytherin wygrywa 160:20 z Gryffindorem i przechodzi do finału o
puchar quidditcha! Niestety ucierpiał szukający zwycięzców, ale taki
jest sport. Dracona właśnie zabierają do Skrzydła Szpitalnego, a
towarzyszy mu Hermiona Lestrange – Black. No, jak zdrowieć w takim
towarzystwie to nie jeden chciałby być na jego miejscu. Taka prawda,
pani profesor. Slytherin zwycięża! Dziękuję!
- Gdzie idziesz? – jej brwi uniosły się ku górze.
- Do szatni. No co, kapitanem jestem. Zaraz wrócę – uśmiechnął się.
Popatrzyła na niego podejrzliwie, ale on już pobiegł. Wszedł bocznym
wejściem i szybko założył swój strój. Jego miotła czekała na niego -
jak zawsze. Chwycił ją i szybko wszedł do głównego holu, gdzie
zawodnicy wymieniali ostatnie komentarze przed meczem. Zabini
wydzierał się tak, jak to miał w zwyczaju młody Malfoy. Dawał do
zrozumienia, że przegrana z Gryffindorem nie wchodzi w grę. Wszyscy
oprócz Blaise’a byli odwróceni plecami do Dracona, dlatego ten
pierwszy krzyknął:
- Malfoy?!
- Malfoy, Malfoy!
- Co to ma znaczyć do ch*ja?
- Że idziemy i mamy wygrać ten mecz, jasne?! – krzyknął.
- Przecież nie możesz grać Draco, opamiętaj się – powiedziała twardo
Milicenta Bulstrode.
- A kto tu jest kapitanem?! – zapytał retorycznie blondyn. – Ja! I ja
mówię, że gram, rozumiecie?! Nott, out – rzucił szorstko.
W tej samej chwili otworzyły się wrota szatni.
- Stary, wiesz, że Miona cię zaj*bie? – rzucił mu ostrzegawcze
spojrzenie przyjaciel, siadając na miotłę.
- Będę musiał to przeżyć – uśmiechnął się słodko arystokrata.
Zabini dobrze wiedział, że panna Black zabije ich oboje, ale nie było
czasu na kłótnie z Draco. Wzbili się w powietrze. Tymczasem panna
Lestrange była pewna, że blondyn zaraz wróci. Myślała, że chce zostać
z drużyną do pierwszego gwizdka.
- Gdzie Draco? – zainteresowała się Pansy, siadając obok niej.
- Poszedł do szatni. Zaraz przyjdzie.
- Kto komentuje?
- Ernie Macmillan.
- Uwaga! Witam was na półfinałowym spotkaniu quidditcha. Dziś zmierzą
się dwa wiecznie rywalizujące domy. Slytherin i Gryffindor. Gryffindor
i Slytherin – z zapałem relacjonował chłopak. – Ślizgoni już wlatują
na boisko! Oto ich skład: w bramce niezawodny Blaise Zabini, w ataku
ściągający Marcus Flint, Milicenta Bulstrode i Adrian Pucey, jako
pałkarze Vincente Crabbe i Gregory Goyle, a rolę szukającego
Slytherinu przejmie Theodor…, co? – urwał nagle Puchon. – Ku
zaskoczeniu wszystkich szukający nie zostanie zastąpiony i jest nim
Dracon Malfoy – dodał nieco skołowany Ernie.
- Co?! Jak on mógł? – Hermiona spojrzała wściekle na blondyna. Miał
jeszcze kilka niezagojonych ran.
- Musiałem, przepraszam – usłyszała szept nad uchem. To Malfoy
przemknął jak strzała obok jej głowy.
- Są już Gryfoni – komentator odzyskał wigor. – W bramce Oliver Wood,
ścigające Angelina Johnson, Katie Bell i Alicja Spinnet, pałkarze Fred
i George Weasley i oczywiście szukający Harry Potter. Pani Hooch
wychodzi na boisko, aby rozpocząć mecz.
Rzeczywiście ostrzyżona na jeżyka blondynka szybkim krokiem zmierzała
w kierunku środka pola gry.
- To ma być ładna i czysta gra. Do wszystkich mówię – powiedziała
ostro. Po tych słowach rzuciła piłkę w górę.
- Kafel poszedł w górę i ruszyli! – krzyknął Puchon. – Bulstrode ma
kafla, podaje do Flinta. Strzał, ale jakże fantastycznie broni Wood.
Teraz atak Gryfonów. Angelina Johnson do Katie Bell. Flint i Bulstrode
otaczają ścigającą. Nad nią leci Vincente Crabbe. I tak, udało się!
Ślizgoni odebrali kafla. Flint leci w kierunku pętli Gryfonów. Taaaaak! Wspaniale zakończona kontra! 10 punktów dla Slytherinu!
Dało się słyszeć entuzjastyczne krzyki Ślizgonów.
- Co to? Szukający Domu Lwa ruszył z miejsca, ale Draco Malfoy nadal
spokojnie pozostaje na swoim. Przewrót Malfoy’a! Tymczasem Gryfoni
wyrównują strzałem Alicji Spinnet! Malfoy pędzi, a po plecach dyszy mu
Potter. Obaj chyba widzą złotego znicza. Potrącają się. Widać wyraźnie
tę złośliwość i niechęć do siebie w tej rywalizacji.
- Macmillan! – upomniała go McGonagall.
- Gryfoni strzelają druga bramkę i wychodzą na prowadzenie! Co się
dzieje z Zabinim? Ale nasi szukający cały czas gnają po boisku. Malfoy
wyciąga się na swoim Nimbusie 2005. Nieeeee. Leci w dół, chyba stracił
panowanie nad miotłą. Ale Potter rozgląda się. Jest zupełnie
zdezorientowany. Znicz zniknął. Draco spadł, Ślizgon krzywi się z
bólu. Wyciaga rękę iiii… taaaaak! Draco Malfoy złapał złotego znicza!
Slytherin wygrywa 160:20 z Gryffindorem i przechodzi do finału o
puchar quidditcha! Niestety ucierpiał szukający zwycięzców, ale taki
jest sport. Dracona właśnie zabierają do Skrzydła Szpitalnego, a
towarzyszy mu Hermiona Lestrange – Black. No, jak zdrowieć w takim
towarzystwie to nie jeden chciałby być na jego miejscu. Taka prawda,
pani profesor. Slytherin zwycięża! Dziękuję!
***
- Panie Malfoy, czy pan oszalał?! Pan miał się nie wysilać, a nie
grać! – pani Pomfrey wprost wychodziła z siebie, kręcąc się koło
eliksirów na przeróżne dolegliwości.
Malfoy nawet nie próbował dyskutować, bo wiedział, że pielęgniarki nie
przekona. Przy jego łóżku zgromadziła się cała drużyna i jeszcze kilku
innych Ślizgonów. Była też panna Black, ale minę miała tak zaciętą, że
postanowił z nią porozmawiać dopiero gdy zostaną sami.
- Proszę to wypić – pani Pomfrey podała mu kubek z dziwnie bulgocącą
zieloną miksturą. Draco zmierzył napój podejrzliwym wzrokiem i
pociągnął łyk.
- Co to ku*wa jest? – blondyn miał minę jakby właśnie zjadł kwaśną cytrynę.
- Pan nie wybrzydza tylko pije. Chyba, że mam pana zostawić na dłużej
w Skrzydle? – zagroziła opiekunka.
Malfoy skrzywił się, ale zmusił się do wypicia zielonej brei.
Przyjaciele byli przy nim jeszcze około godziny, a potem się rozeszli.
Sam zainteresowany musiał, mimo protestów, zostać do wieczora.
- Odpuść mu – usłyszała błagalny szept nad uchem. To Blaise na
odchodne rzucił jej spojrzenie w stylu „nie przeginaj, skarbie”.
Skrzydło Szpitalne opustoszało. Panna Lestrange – Black była odwrócona
tyłem do chłopaka i spoglądała przez okno. Ręce miała skrzyżowane na
piersi.
- Nie cieszysz się? – zaczął.
- Cieszę.
- Dobra, wiem, że jesteś zła…
- To za mało powiedziane, Malfoy. Okłamałeś mnie. No, słucham – jej
ton był oziębły.
Rzucił jej błagalne spojrzenie.
- A gdybym powiedział prawdę to co byś zrobiła?
Milczała.
- Sama widzisz. Musiałem. Poza tym nic mi się nie stało, hello.
- Ale mogło.
- Może mi powiesz, że się o mnie martwisz, Black?
- Odkąd dostałeś Sectumsemprą, to żebyś wiedział, że owszem – martwię
się, Malfoy! – powiedziała zirytowana.
- Było, minęło…
- Za każdym razem będziesz tak mówił?
- Słuchaj, Miona. Zawsze byłaś szczera, szczera do bólu wobec
przyjaciół, więc liczę na to też teraz. Gdyby to tobie się coś stało
nie mieszałabyś się w pojedynki?
Teraz ją miał.
- To inna sytuacja.
- Nie oszukuj mnie i siebie. Daruj sobie kolejny argument. Oboje
wiemy, że pojedynki nie są mniej niebezpieczne – uprzedził ją.
- Dobra – westchnęła. – Masz rację. Zadowolony?
- Zadowolony to będę jak tu przyjdziesz – uśmiechnął się słodko.
Pochyliła się nad nim, a jego dłonie zabłądziły na talię dziewczyny.
Delikatnie jeździła palcem po jego torsie.
- Wiesz, Ernie miał rację, aż miło tu być z taką dziewczyną – szepnął
seksownie blondyn.
- A co ty sobie myślisz – puściła do niego oczko. – Jestem marzeniem
Hogwartu – zachichotała.
- Och, Black, jesteś wspaniała, ale niestety to ja jestem marzeniem
Hogwartu, skarbie – uśmiechnął się słodko.
- To ja przyciągam uwagę, debilu – śmiała się.
- Suchar, Black. Ja tu rządzę.
W tym momencie Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
- Jesteś pewny, kotku?
- Absolutnie, Black.
- To o co zakład? – uniosła brew. – Kto w ciągu tygodnia zbierze
największą kolekcje wielbicieli wygrywa.
- Stoi – zgodził się Malfoy. – Przykro mi, ale rozpierdzielam cię na
starcie, kotku.
- Tak ci się zdaje, skarbie. Kto przegrywa tańczy erotyka na stole w
naszym Pokoju Wspólnym – wyciągnęła dłoń w jego kierunku.
- Zgoda, Black – uniósł brwi i podał jej rękę. – To gra się zaczyna, kotku.
- Będziesz moją pierwszą ofiarą – włożyła mu dłoń pod koszulkę.
- Chyba ty moją – pocałował ją zachłannie.
grać! – pani Pomfrey wprost wychodziła z siebie, kręcąc się koło
eliksirów na przeróżne dolegliwości.
Malfoy nawet nie próbował dyskutować, bo wiedział, że pielęgniarki nie
przekona. Przy jego łóżku zgromadziła się cała drużyna i jeszcze kilku
innych Ślizgonów. Była też panna Black, ale minę miała tak zaciętą, że
postanowił z nią porozmawiać dopiero gdy zostaną sami.
- Proszę to wypić – pani Pomfrey podała mu kubek z dziwnie bulgocącą
zieloną miksturą. Draco zmierzył napój podejrzliwym wzrokiem i
pociągnął łyk.
- Co to ku*wa jest? – blondyn miał minę jakby właśnie zjadł kwaśną cytrynę.
- Pan nie wybrzydza tylko pije. Chyba, że mam pana zostawić na dłużej
w Skrzydle? – zagroziła opiekunka.
Malfoy skrzywił się, ale zmusił się do wypicia zielonej brei.
Przyjaciele byli przy nim jeszcze około godziny, a potem się rozeszli.
Sam zainteresowany musiał, mimo protestów, zostać do wieczora.
- Odpuść mu – usłyszała błagalny szept nad uchem. To Blaise na
odchodne rzucił jej spojrzenie w stylu „nie przeginaj, skarbie”.
Skrzydło Szpitalne opustoszało. Panna Lestrange – Black była odwrócona
tyłem do chłopaka i spoglądała przez okno. Ręce miała skrzyżowane na
piersi.
- Nie cieszysz się? – zaczął.
- Cieszę.
- Dobra, wiem, że jesteś zła…
- To za mało powiedziane, Malfoy. Okłamałeś mnie. No, słucham – jej
ton był oziębły.
Rzucił jej błagalne spojrzenie.
- A gdybym powiedział prawdę to co byś zrobiła?
Milczała.
- Sama widzisz. Musiałem. Poza tym nic mi się nie stało, hello.
- Ale mogło.
- Może mi powiesz, że się o mnie martwisz, Black?
- Odkąd dostałeś Sectumsemprą, to żebyś wiedział, że owszem – martwię
się, Malfoy! – powiedziała zirytowana.
- Było, minęło…
- Za każdym razem będziesz tak mówił?
- Słuchaj, Miona. Zawsze byłaś szczera, szczera do bólu wobec
przyjaciół, więc liczę na to też teraz. Gdyby to tobie się coś stało
nie mieszałabyś się w pojedynki?
Teraz ją miał.
- To inna sytuacja.
- Nie oszukuj mnie i siebie. Daruj sobie kolejny argument. Oboje
wiemy, że pojedynki nie są mniej niebezpieczne – uprzedził ją.
- Dobra – westchnęła. – Masz rację. Zadowolony?
- Zadowolony to będę jak tu przyjdziesz – uśmiechnął się słodko.
Pochyliła się nad nim, a jego dłonie zabłądziły na talię dziewczyny.
Delikatnie jeździła palcem po jego torsie.
- Wiesz, Ernie miał rację, aż miło tu być z taką dziewczyną – szepnął
seksownie blondyn.
- A co ty sobie myślisz – puściła do niego oczko. – Jestem marzeniem
Hogwartu – zachichotała.
- Och, Black, jesteś wspaniała, ale niestety to ja jestem marzeniem
Hogwartu, skarbie – uśmiechnął się słodko.
- To ja przyciągam uwagę, debilu – śmiała się.
- Suchar, Black. Ja tu rządzę.
W tym momencie Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
- Jesteś pewny, kotku?
- Absolutnie, Black.
- To o co zakład? – uniosła brew. – Kto w ciągu tygodnia zbierze
największą kolekcje wielbicieli wygrywa.
- Stoi – zgodził się Malfoy. – Przykro mi, ale rozpierdzielam cię na
starcie, kotku.
- Tak ci się zdaje, skarbie. Kto przegrywa tańczy erotyka na stole w
naszym Pokoju Wspólnym – wyciągnęła dłoń w jego kierunku.
- Zgoda, Black – uniósł brwi i podał jej rękę. – To gra się zaczyna, kotku.
- Będziesz moją pierwszą ofiarą – włożyła mu dłoń pod koszulkę.
- Chyba ty moją – pocałował ją zachłannie.
***
Tego wieczoru w Slytherinie była impreza z okazji wygranego meczu.
Hermiona i Draco ostro flirtowali z kolejnymi osobami tylko zerkając
na siebie kątem oka. W nocy panna Black wyjątkowo nie spała u
blondyna. Następnego dnia rano Ślizgoni, szczególnie ci z piątego,
szóstego i siódmego roku odpuścili sobie lekcje. Hermiona miała Opiekę
nad Magicznymi Stworzeniami i eliksiry, więc mogła spokojnie zostać w
dormitorium i odsypiać noc. Malfoy po wypiciu eliksiru na kaca gryzł
się z myślą o planach panny Lestrange. Zastanawiał się, co zrobić, aby
nie przeszła do śmierciożerców i żeby jakoś nie dopuścić do ślubu.
Wiedział jedno – że musi coś wykombinować. Pansy i Blaise z
niewiadomych powodów obudzili się w Pokoju Wspólnym Ravenclawu, bo
Krukoni również świętowali swoje zwycięstwo nad Puchonami sprzed kilku
dni. W najgorszym stanie był chyba Austin Osgood. Chłopak leżał na
podłodze w swoim dormitorium. Był kompletnie pijany. Obejmował pustą
butelkę po ognistej whisky i szlochał jak małe dziecko. Ostatnio coś
się z nim działo, coś złego. Budziła się tęsknota, budziła się z
głębokiego snu. A gdy po procentach się nie kontrolował, nerwy mu
puszczały. Nie mógł wymienić nawet listu z Laurą, bo w Durmstrangu
panował cholerny zakaz wysyłania listów. „Co za poje*ana szkoła” -
myślał Austin. Robił to oczywiście, gdy był trzeźwy, bo w chwili
obecnej jego głowa była wolna od wszelkich sensownych myśli. Nawet w
takich sytuacjach u chłopaka drzemała ślizgońska natura. Ciągle myślał
o sobie, o swoich uczuciach, o tym, że on tęskni. Myślał o Laurze, ale
nie o tym, jak ona to przeżywa, co ona czuje.
Hermiona i Draco ostro flirtowali z kolejnymi osobami tylko zerkając
na siebie kątem oka. W nocy panna Black wyjątkowo nie spała u
blondyna. Następnego dnia rano Ślizgoni, szczególnie ci z piątego,
szóstego i siódmego roku odpuścili sobie lekcje. Hermiona miała Opiekę
nad Magicznymi Stworzeniami i eliksiry, więc mogła spokojnie zostać w
dormitorium i odsypiać noc. Malfoy po wypiciu eliksiru na kaca gryzł
się z myślą o planach panny Lestrange. Zastanawiał się, co zrobić, aby
nie przeszła do śmierciożerców i żeby jakoś nie dopuścić do ślubu.
Wiedział jedno – że musi coś wykombinować. Pansy i Blaise z
niewiadomych powodów obudzili się w Pokoju Wspólnym Ravenclawu, bo
Krukoni również świętowali swoje zwycięstwo nad Puchonami sprzed kilku
dni. W najgorszym stanie był chyba Austin Osgood. Chłopak leżał na
podłodze w swoim dormitorium. Był kompletnie pijany. Obejmował pustą
butelkę po ognistej whisky i szlochał jak małe dziecko. Ostatnio coś
się z nim działo, coś złego. Budziła się tęsknota, budziła się z
głębokiego snu. A gdy po procentach się nie kontrolował, nerwy mu
puszczały. Nie mógł wymienić nawet listu z Laurą, bo w Durmstrangu
panował cholerny zakaz wysyłania listów. „Co za poje*ana szkoła” -
myślał Austin. Robił to oczywiście, gdy był trzeźwy, bo w chwili
obecnej jego głowa była wolna od wszelkich sensownych myśli. Nawet w
takich sytuacjach u chłopaka drzemała ślizgońska natura. Ciągle myślał
o sobie, o swoich uczuciach, o tym, że on tęskni. Myślał o Laurze, ale
nie o tym, jak ona to przeżywa, co ona czuje.
***
Profesor Alecto Carrow siedziała w swoim gabinecie i oceniała testy.
Jednocześnie zastanawiała się, co zrobić, aby Lord Voldemort mógł
zrealizować swój plan. Plan polegający na uniemożliwieniu wielkiemu
Wybrańcowi szkodzenia czarnoksiężnikowi. Nagle ktoś zapukał do drzwi:
- Proszę – powiedziała ostro.
Do pomieszczenia weszła uczennica w szatach gryfońskich o kasztanowych
włosach – Hermiona Granger.
- O, panna Granger, co pannę sprowadza?
- Pani profesor, znam prawdę.
- Jaką prawdę?
- O pani.
- O mnie? To chyba dobrze.
- Wiem co ma pani na lewym przedramieniu.
- Co ty wygadujesz, zaraz będę zmuszona ukarać twój dom.
- Wiem o szpiegostwie. Profesor Dumbledore się o tym dowie – Granger
wybiegła z gabinetu.
- Minus 200 punktów dla Gryffindoru – krzyknęła za nią Alecto, ale
pomyślała „Jasny szl*g!”.
Jednocześnie zastanawiała się, co zrobić, aby Lord Voldemort mógł
zrealizować swój plan. Plan polegający na uniemożliwieniu wielkiemu
Wybrańcowi szkodzenia czarnoksiężnikowi. Nagle ktoś zapukał do drzwi:
- Proszę – powiedziała ostro.
Do pomieszczenia weszła uczennica w szatach gryfońskich o kasztanowych
włosach – Hermiona Granger.
- O, panna Granger, co pannę sprowadza?
- Pani profesor, znam prawdę.
- Jaką prawdę?
- O pani.
- O mnie? To chyba dobrze.
- Wiem co ma pani na lewym przedramieniu.
- Co ty wygadujesz, zaraz będę zmuszona ukarać twój dom.
- Wiem o szpiegostwie. Profesor Dumbledore się o tym dowie – Granger
wybiegła z gabinetu.
- Minus 200 punktów dla Gryffindoru – krzyknęła za nią Alecto, ale
pomyślała „Jasny szl*g!”.
_________________________________
MiSia