Dziękuję za wszystkie komentarze (jeden tutaj -,-) Tylko dzięki nim mam motywację do pisania. I dlatego właśnie wrzucam Wam ROZDZIAŁ NIESPODZIANKĘ, żeby osłodzic początek szkoły :).
__________________________________
"Dojrzewam do miłości w pustce samotności" - autor nieznany
Draco Malfoy obudził się całkowicie. Był słaby, ale była pewność, że przeżyje, że nie utraci pamięci. Rozmawiał, uśmiechał się, niby wszystko normalnie, ale jednak... Dręczyło go coś. Malfoyowie zawsze mieli swoją dumę i swój honor, rzeczy nieskazitelne. A on pozwolił Jay'owi splamić swój honor, skompromitował się w oczach dziewczyny. Po prostu przegrał. Przegrał walkę o nią, ale dalej była przy nim. Mało tego, powiedziała mu, że nieźle podrapała twarz Jay'a - tego wygranego. Młody blondyn miał w tej chwili ją, mimo że rzekomo ją stracił. "Ale przecież ona nie jest rzeczą i może sama wybrać" - myślał. I wybrała jego. A skąd u Ślizgona była ta pewność, że ją ma? Stąd, że to powiedziała. Pewnie myślała, że jej nie usłyszał. A może recytowała pod wpływem emocji, bo chciała, żeby się obudził? Może kocha go jako przyjaciela? Ale kocha... Popatrzył na nią i uśmiechnął się mimowolnie. Właśnie otwierała jogurt, upierając się, że Draco musi coś zjeść. Miał wrażenie, że jej ciemno brązowe źrenice cały czas pozostawały czujne. Przypomniał sobie swój wcześniejszy pobyt w szpitalu, raczej w Skrzydle Szpitalnym w Hogwarcie, ale jednak. Wtedy ona też była przy nim. Stwierdził, że cały czas wychodzi na totalnego idiotę i mięczaka. No i dziwił się, że w ogóle może myśleć, bo głowa go strasznie bolała. Nie prosił jednak o nic przeciwbólowego, bo postanowił być twardy i ratować resztki swej arystokratycznej dumy. A myślał i to intensywnie. O sobie, o niej, o nich...
A Hermiona również przyglądała mu się i snuła przypuszczenia. Zastanawiała się, czy słyszał jej słowa i czy te słowa były w ogóle prawdziwe. Gubiła się we własnych uczuciach i już naprawdę nie wiedziała co robić. Więc opiekowała się chłopakiem, czekając, co będzie dalej, co przyniesie los i co wykombinuje jej ukochana kuzyneczka. Bo panna Black po prostu czuła gdzieś w kościach, że to nie koniec, że Katherina nie odpuściła, że dopiero się rozkręca. Taka już była - zawsze pragnęła tego, czego nie miała.
***
Astoria, Pansy, Blaise i Austin wrócili do Hogwartu. Ale już tego samego dnia późnym popołudniem z powrotem udali się do Londynu, do szpitala. Miny mieli niestety nietęgie. Nie lubili owijać w bawełnę.
- Gadaliśmy ze Snapem - oświadczył Zabini już od progu sali blondyna.
- W sprawie wymiany - dopowiedziała Astoria.
- I? - Hermiona uniosła brwi.
- Pojedzie czwórka z nas - oznajmiła panna Parkinson.
Zapadła cisza. Pojedzie czwórka, czyli dwójka musi zostać w Hogwarcie.
- Ja i Malfoy zostaniemy. Lepiej dla niego... - zaczęła Blackówna.
- Ej - jęknął Draco.
Dziewczyna przewróciła oczami.
- Tak, zostajemy. Nie myśl, że wyleczysz się w tydzień.
Mruknął coś pod nosem i podał rękę Blaisowi i Austinowi. Wtedy do sali wszedł lekarz, który go operował:
- Panno Black, jeśli pani przypilnuje pana Malfoy'a, żeby był grzeczny - puścił oko - to wypiszę go za dwa dni. Ale jednak będzie pan musiał przez pewien czas uważać.
Wyszedł.
- Słyszałeś?
Kiwnął głowa, uśmiechając się delikatnie. I dopiero wtedy do jego obolałej czaszki wpadła myśl, że pomysł Hermiony nie jest jednak taki głupi, jak mu się wydawał. Z jednej strony wspaniałomyślnie ustępują, ale za to z drugiej zostaną we dwoje w zamku. Nie licząc ogromnej ilości pozostałych uczniów, ale wiadomo, że z braku innego wyjścia będą spędzać sporo czasu razem. I zaczął się zastanawiać, czy wymyśliła to specjalnie, aby z nim zostać, czy się naprawdę martwi o jego zdrowie A może i to i to?
***
Średniego wzrostu blondynka weszła do rezydencji Czarnego Pana.
- Znowu chcesz mi grozić, Tom?
- Nie. Ale moje ostatnie słowa są nadal aktualne. Chcę ci jednak ułatwić decyzję.
Powątpiewająco uniosła brew.
- Wrócę do ludzkiej postaci. Do tamtej, dawnej postaci. Pamiętasz? - spojrzał na nią.
Mimowolnie kiwnęła głową. Jednak szybko się otrząsnęła.
- Tylko mi nie mów, że będzie tak jak dawniej, bo cię wyśmieję.
- Nie przesadzaj! - krzyknął. Lord Voldemort nienawidził, gdy ktoś z niego kpił. - Lepiej niż dawniej.
- Ciekawe, co na to twoi śmierciożercy. Oni służą Lordowi Voldemortowi, a nie Tomowi Riddle.
- Nie. Oni służą mnie. I będą musieli to zaakceptować. Nie będą mieli wyboru - wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu.
- Dalej się zastanawiasz? - nie dowierzał.
- Tak. Dałeś mi tydzień i wcześniej odwiedzi nie poznasz - oświadczyła stanowczo.
- Jak sobie życzysz, bella.*
***
Dracon Malfoy cały czas przyglądał się dziewczynie, która siedziała obok jego łóżka i opuszkiem palca wskazującego kreśliła różne wzorki na jego torsie. Nagle przyszło mu coś do głowy. I ten pomysł wydawał mu się tak absolutnie wspaniały, że postanowił od razu go zrealizować.
- Black?
- Mam imię, Malfoy.
- Mionka? - sam siebie zaskoczył tym zdrobnieniem.
- Hmmm...?
- Idziesz z kimś na bal? - zapytał.
- Tak.
- Z kim? - warknął zaskoczony.
- Jak myślisz?
Przewrócił oczami i zrobił zacięta minę. To on próbuje wysilić się na romantyczność, jakoś jej podziękować, że przy nim jest, a ona idzie sobie na bal z jakimś kretynem i jeszcze się z nim droczy w najlepsze!
- Z Austinem?
- Nie. Blisko.
- No chyba nie z Zabinim!
- Jeszcze bliżej! - uśmiechnęła się słodko.
Rozłożył bezradnie ręce.
- Z tobą, głupku - uśmiechnęła się.
Mimika jego twarzy diametralnie sie zmieniła. W tych stalowych oczach już nie było złośliwych błysków. Jedynie delikatne iskierki zaskoczenia i szczęścia. Przyciągnął ją troszkę bliżej siebie.
- Taaak? - zapytał.
W odpowiedzi pocałowała go w policzek i w szyję. Wyraźnie wyczuwała u niego kilkudniowy zarost, ale dzięki niemu był jeszcze bardziej seksowny niż zwykle. Dziewczyna chciała jak zawsze wsunąć rękę w jego blond czuprynę, ale jego głowa była w dalszym ciągu owinięta bandażem. Wobec tego tylko delikatnie pogładziła jego policzek. Lubiła patrzeć jak jego wargi drgają w lekkim uśmiechu. I jej serce od nowa zaczynało toczyć wojnę z rozumem. Bo... czy tak zachowują się przyjaciele? Czy przyjaciele sypiają ze sobą? I czy świetna przyjaźń damsko - męska istnieje?
***
Przez następne dwa dni panna Lestrange pilnowała, żeby Malfoy stosował się do wszystkich zaleceń lekarza. I dzięki temu zgodnie z obietnicą został wypisany. Oczywiście z zaleceniem, żeby się nie przemęczać. Ślizgon cały czas twierdził, że wygląda jak debil z bandażem na głowie, ale Hermiona całkowicie to ignorowała i zaprowadziła go do wyjścia, gdzie już czekali ich przyjaciele. Nagle dziewczyna wzdrygnęła się, tak jakby coś zobaczyła.
- Jedźcie do mieszkania, wrócę za godzinę - wydała stanowcze polecenie i nie czekając na odpowiedź deportowała się szybko. Wylądowała w wąskiej uliczce. Zgodnie z jej przewidywaniem za kilka minut pojawił się tam pewien człowiek. Rzuciła w pośpiechu zaklęcia wyciszające i niewidoczności tego miejsca.
- Witam, witam, cóż za spotkanie - bardziej przypominało to syk węża niż ludzką mowę. Jak głodny boa dusiciel czekający na swą ofiarę.
- O, cześć Hermiona.
- Co ku*wa?! - krzyknęła.
Rzuciła zaklęciem w jakiś budynek, z którego posypał się gruz. Rozległ się huk. Chłopak wytrzeszczył oczy, nie miał pojęcia, co się dzieje. Pierwszy raz w życiu to widział. Okrążyła go na palcach. Znieruchomiał ze strachu.
- Chyba nie powiesz mi, że nie wiesz, o co mi chodzi, hmm…? Nie pamiętasz imprezy? Nie pamiętasz tego blondyna, z którym tak dzielnie walczyłeś, Jay? - syczała cicho.
- Obroniłem cię.
Rozległo się plaśnięcie. Jay złapał się za policzek.
- To mój przyjaciel. Mogłeś go zabić, kretynie! Teraz ja wykończę ciebie - syknęła poprawiając włosy różdżką.
- Co? Nie....
- Serpensortia.
Ogromny wąż go przewrócił, ale chłopak szybko sie podniósł. Machnęła różdżką i wyczarowała niezliczoną ilość grubych czarnych więzów, które spętały go. Jednak ona panowała nad każdym jednym. Przygwoździły go do podłogi. Kucnęła nad nim i aż zwęziła oczy z nienawiści. Następnie rzuciła jakieś niewerbalne zaklęcie, które sprawiało, że wygląd jej różdżki się nie zmieniał, ale każde choćby muśnięcie nią powodowało nacięcia, jakby nożem. Jedno, drugie, trzecie cięcie - krew płynęła z jego torsu, a chłopak wrzeszczał rozpaczliwie, ale nikt go nie słyszał. Czwarte, piąte, szóste, siódme - nogi przypominały krwiste fontanny. Ósme, dziewiąte, dziesiąte - na jego twarzy widniały głębokie szramy. Wykrwawiał się. Panna Black miała to po matce - lubiła pobawić się ofiarą zanim ją pożarła. Stanęła nad chłopakiem i powiedziała tonem jakby zapowiadała pogodę:
- Należało ci się, Jay.
Następnie popatrzyła na węża i szepnęła:
- Zabij.
I lekkim krokiem opuściła uliczkę zostawiając jego doszczętnie zmasakrowane ciało, którego nikt już nie znajdzie, bo na miejsce zbrodni osobiście rzuciła czar.
***
Malfoy, Hermiona, Zabini, Osgood, panna Parkinson i Astoria wreszcie wrócili do Hogwartu "na stałe". Wpadli w normalny rytm lekcji z tym, że panna Black cały czas "miała oko" na Draco. Chodziła z nim cały czas, aż do następnego dnia. Późnym wieczorem wrócili z wieży astronomicznej, kiedy blondyn odkrył, że zapomniał podręcznika i postanowił po niego wrócić. Gdy tylko wszedł, poczuł dziwny zapach - jakby mieszaninę świeżej trawy i dymu papierosowego. Zaczął szukać swojej książki. Pośród teleskopów, map nieba, różnych innych urządzeń i ksiąg. Nagle usłyszał za sobą:
- Szukasz czegoś?
Odwrócił się gwałtownie. Stała i opierała się o barierkę. Od razu ją poznał. To była ona. Skórzana kurtka, bluzka z dekoltem, poszarpane czarne rurki i wysokie czarne buty. No i oczywiście włosy w kolorze tlenionego blondu. Stała nonszalancko i paliła papierosa, zaciągając się i wypuszczając dym przez usta. Katherina. Na wieży było cicho. Spojrzał na nią poprzez ciemność nocy i oczekiwał na to, co nastąpi.
- Cześć - powiedziała jedynie z seksownym akcentem i znów dmuchnęła dymem tytoniowym.
*bella - wł. piękna
OMG ! *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny ! Jak ja uwielbiam ten charakterek Hermiony <3 Nie wiem co napisać, bo nie ma się do czego doczepić xd Ze zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny,
Veronica