Musze przyznac, że się na Was zawiodłam. Tylko jeden komentarz pod ostatnia notką. Serio tylko na tyle Was stac?
Jeśli chcecie mnie o cokolwiek zapytać, porozmawiać lub wrzucić coś co waszym zdaniem poprawia wenę zapraszam na: ask.fm/kari1612 Jeśli ktoś jest zainteresowany założyłam drugiego bloga, na którym na razie jest tylko prolog, ale nie jest on o temtyce potterowskim. Możecie zobaczyc tutaj: miloscwswietlereflektorow.blogspot.com
zapraszam do komentowania!
_____________________________________
Dla Karolci, bo jej obiecałam ;* <3 I dla Kasi, bo czeka <3
"Panie, dziękuję Ci za uczucie tęsknoty, która uświadamia mi kto jest dla mnie tak ważny.... " - autor nieznany
Było południe. Mimo, że świeciło słońce panował przejmujący chłód. Trzasnęły drzwi szpitala. Ubrana na czarno postać maszerowała raźno korytarzem. Stukała obcasami z ćwiekami i poprawiała swoje włosy w kolorze tlenionego blondu. Rozglądnęła się i zdecydowanym krokiem skierowała do recepcji. Kobieta w białym fartuchu skrupulatnie notowała coś za ladą. Blondynka chrząknęła, a gdy recepcjonistka popatrzyła na nią znad okularów, oznajmiła władczo:
- Chce wiedzieć, w której sali i na którym piętrze leży Malfoy.
- A imię?
- Nie znam jego imienia. Wystarczyć ma nazwisko! - wyrecytowała jednym tchem.
- Jest pani osobą z jego rodziny?
- Nie. Jeszcze - uniosła brew.
- W takim razie nie mogę pani udzielać takich informacji.
- Ale jestem ja dziewczyną jego! - wykrzyknęła oburzona.
- Z tego co mi wiadomo dziewczyna pana Malfoy'a jest teraz przy nim - stwierdziła powątpiewająco kobieta.
- To widać niewiele ci wiadomo - odparła bezczelnie. - Ona kłamie na pewno!
- Przyjechała karetką razem z nim. I zna jego imię - uśmiechnęła się ironicznie.
- Pożałujesz ty, że nie pomogłaś mi! - oburzyła się i pomaszerowała schodami na górę.
***
Powieki Dracona Malfoy'a drgnęły i otworzyły się. Patrzył nieprzytomnie, jego oczy nie wyrażały niczego. Mrugnął. Panna Black wstrzymała oddech, ściskając jego dłoń. Po kilku minutach blondyn delikatnie odwrócił głowę i utkwił wzrok w dziewczynie.
Nagle usłyszała kroki na korytarzu. Drzwi otworzyły się z rozmachem i do sali wpadła Katherina we własnej osobie.
- Jesteś wreszcie Malfoy? Obudził się on?
W Hermionie krew zawrzała i mimowolnie położyła rękę na różdżce spoczywającej w jej kieszeni.
- Co ty tu robisz? - warknęła.
- Odwiedzam mojego chłopaka, a co robisz ty tutaj?
- Jakiego ku*wa chłopaka?! Znacie się jeden wieczór! - krzyknęła szatynka.
- Nam wystarczy widać.
Panna Lestrange wyciągnęła różdżkę:
- A zgadnij ile czasu mi wystarczy do zrobienia ci krzywdy, ty dziwko!
- Czyżby zazdrosna?
- Przez ciebie tu teraz leży! Jak śmiesz się tu w ogóle pokazywać?!
- Nie moje, skarbie, i dobrze wiesz to.
- Ja tu jestem, bo powinnam. W końcu zostawił ciebie, aby powlec się do łazienki za mną! Jesteś jego kolejną zabawką, kuzyneczko - zakończyła z jadowitą słodyczą Hermiona.
- Przesadziłaś - blondynka skierowała w nią swoją różdżkę.
- Nie wygrasz ze mną - uśmiechnęła się wrednie.
- Chcesz się przekonać?
- Nie tutaj.
- Tchórzysz?
- Ja pie**ole, blondynki serio są głupie! - wskazała głową na Malfoy'a. - Chcesz go jeszcze bardziej uszkodzić?
Blondyn patrzył na nie uważnie, nie miał siły nawet podnieść głowy. Panna Black nie opuszczając różdżki zbliżyła się do niego. Patrzyła na chłopaka z troską. Chciała go przytulić, pochylić się nad nim, ale nie mogła. Przez tą wredną małpę - jej własną kuzynkę. W tej chwili Katherina również zbliżyła się do jego łóżka.
- Cześć kochanie - zaświergotała.
Ślizgonka wymierzyła jej siarczysty policzek.
- Odwal się od mojego przyjaciela, ty ku*wo! Jeśli chcesz wiedzieć, to obstawiam, że w najbliższym czasie nie będzie zdolny, by cię przelecieć, więc nie masz tu czego szukać!
- Ach, tak? Ciekawe... - zaczęła.
- Znam go ponad sześć lat, a ty kilka godzin, więc nie udawaj zatroskanej. Wróciłaś, bo wczoraj nie upiłaś go na tyle, żeby się z tobą przespał. Masz dwa wyjścia: albo stąd wyjdziesz albo się wyniesiesz!
- Mnie się nie pozbędziesz łatwo. Wrócę jak chłopak mój będzie kontaktował. Wtedy ty zobaczysz kto jest lepszy! Z głowy wybij sobie go - już jest mój.
Katherina wyszła powiewając blond włosami. Panna Black powoli schowała różdżkę do kieszeni i kucnęła przy Draco. Słyszała, że oddychał, był obudzony, ale jego stalowe tęczówki pozostawały zupełnie bez wyrazu. Delikatnie oparła głowę na jego torsie i ścisnęła jego dłoń. Z jej oczu znowu zaczęły wypływać potoki łez. Spadały na koszulkę blondyna. Jej kuzynka niczym dementor wyssała z niej resztki siły. Teraz nie mogła się opanować i po prostu płakała jak mała dziewczynka, gdy się zrani. Bo miała uczucie, że zranione jest jej serce. Mimo, że było ranne toczyło wojnę z rozumem. "To coś więcej" kontra "To tylko przyjaciel". Nagle wzdrygnęła się. Poczuła, że ktoś ją dotyka i aż podskoczyła. Zobaczyła w powietrzu bladą dłoń i kolejna łza kapnęła na jego klatkę piersiową. Delikatnie dotknął jej policzka.
- Miona, nie płacz, proszę. Słyszysz? Nie płacz.
Z wysiłkiem poruszał wargami i ponownie dotknął jej twarzy. Uśmiechnęła się, a on pomyślał, że wygląda pięknie. Łzy już dawno zmyły jej makijaż, oczy miała podpuchnięte, a mimo to zachwycała go.
- Draco, Draco... - głos jej się łamał, gdy do niego szeptała.
Uśmiechnął się delikatnie.
- Ciii, wszystko będzie okej, obiecuję.
***
Lord Voldemort teleportował się. Stanął przed bramą wejściową do pewnej posesji i westchnął, co ostatnio zdarzało mu się coraz częściej. Za pomocą różdżki otworzył wrota i skierował się w stronę domu. Zastukał do drzwi, pierwszy raz od niepamiętnych czasów zastukał do drzwi. Otworzyła mu kobieta.
- Wejdź, panie.
- Ty nie musisz tak do mnie mówić.
Zbyła to milczeniem.
- Co cię sprowadza w moje progi?
- Nie udawaj, że nie wiesz. Jesteś sama?
Kiwnęła głowa.
- Powiem szybko, bo czekam już dość długo. Ty wiesz, czego ja pragnę i też tego chcesz. Imponujesz mi jednak tym, jak bardzo jesteś nieugięta i jak wytrzymujesz. Ale ja zawsze mam to, czego chcę. Nie ważne jak. Po trupach, do celu. Dosłownie po trupach - uśmiechnął się.
- Obawiam się, że cię nie do końca rozumiem.
- Chcę być z tobą, a ty mi ciągle odmawiasz. Zgódź się, a nikomu nie stanie się krzywda. Daję ci tydzień. Tydzień i ani dnia dłużej. W przeciwnym razie zabiję najbliższą ci osobę, zabiję bez skrupułów.
- Jak śmiesz, Tomie Riddle?!
- Dobrze wiesz, że nie takie rzeczy robiłem.
- Jesteś egoistą.
- Wiem. Coś jeszcze?
- Nie, panie - wycedziła.
- Doskonale. I pamiętaj. Tydzień od teraz.
***
Blaise, Astoria, Pansy i Austin wychodzili z mieszkania. Przed apartamentowcem zobaczyli postać w czarnej, powiewającej pelerynie i tłustych włosach do ramion.
- Co on tu ku*wa robi? - szepnęła Pansy.
Mistrz Eliksirów odwrócił się i stanął z nimi twarzą w twarz.
- Czy nie za długo balujecie, Zabini? - wycedził.
- Nie balujemy - odpowiedział za niego Austin.
Snape przez chwilę milczał, a potem oznajmił:
- Najpóźniej dziś wieczorem chcę was wszystkich widzieć w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Malfoy'a i Lestrange-Black też.
Astoria spojrzała na przyjaciół.
- To niemożliwe, profesorze - stwierdziła.
- Czy ja się przesłyszałem, Greengrass?
- Hermiona i Draco są w szpitalu, ale to nic poważnego. Bywa - pospieszyła z wyjaśnieniem panna Parkinson.
Dziewczyna doskonale wiedziała, co pomyśli Severus. Że przedawkowali jakąś używkę. To ich stawiało w bezpiecznej sytuacji.
Nauczyciel zaklął i deportował się, a Ślizgoni skierowali się w stronę szpitala. Gdy byli w pewnej odległości od budynku zobaczyli wypadająca z niego wściekłą blondynkę. Przeszła kilka kroków i ich ujrzała. Wyraz jej twarzy gwałtownie się zmienił.
- Cześć! - krzyknęła z uśmiechem.
- Trzymaj mnie lepiej - szepnęła Pansy do panny Greengrass.
- Po co byłaś w szpitalu? - zainteresowała się Astoria z udawaną życzliwością.
- Jak to po co? - Katherina wydęła usta. - O, Zabini, świetnie wyglądasz!
- Odwiedzałaś kolesia, którego znasz jeden wieczór? - warknęła Pansy.
- Tobie nie pasuje to też?
- Wypie**alaj.
Blondynka parsknęła śmiechem i oddaliła się.
- Co się z tobą dzieje? Zrobiła ci coś? - zdenerwował się czarnoskóry chłopak.
- Jesteś idiotą - zarzuciła włosami i ruszyła w stronę wejścia. Wjechali windą na jedenaste piętro i stanęli pod salą, w której leżał Draco. Przed dużą szybę widzieli Hermionę pochylająca się nad blondynem. Po chwili podszedł do nich lekarz, który dzień wcześniej go operował. Popatrzył do sali razem z nimi i oświadczył z uśmiechem:
- Widzę, że teraz będzie już tylko lepiej.
***
Snape pojawił się przed rezydencją Czarnego Pana. Przyłożył do muru rękę, na której widniał Mroczny Znak i brama się otworzyła. Wszedł szybkim krokiem. Kręty korytarz poprowadził go do salonu. Voldemort tam był. Zdawał się być w ogóle nie zaskoczony przybyciem sługi. Jedynie spojrzał na niego pytająco.
- Znalazłem rozwiązanie twojego problemu, panie.
- Mów dalej.
- Twój wygląd zmieniał się stopniowo, gdy rozszczepiałeś duszę na kolejne części. Więc analogicznie musisz znów ją połączyć w całość, aby odzyskać dawny wygląd.
- Jak? - zapytał lakonicznie czarnoksiężnik.
- Rozrywałeś duszę czyniąc zło, zabijając. Złączysz ją czyniąc przeciwieństwo zła, panie.
- Dobro? - dało się słyszeć jego dziwnie zmieniony głos.
Opiekun Slytherinu kiwnął głową.
Wreszcie zaczyna się coś dziać w relacjach Hermiona-Draco ;D Rozdział fajny, czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam.